Krakowski Kazimierz to jedna z najchętniej odwiedzanych przez turystów dzielnic Krakowa. Dawniej żydowskie miasteczko, dziś pełne knajpek i restauracji i zabytków zagłębie życia towarzyskiego.
Jednak jak alarmuje Gazeta Wyborcza, ta tłumnie oblegana i tętniąca życiem bez względu na porę dnia i nocy część miasta ma zaledwie jedną publiczną toaletę.
Czytaj także: Robisz to "na Małysza"? Posłuchaj ekspertki
Nie dość, że to jedyny ogólnodostępny szalet na tym terenie, to ma on wartość historyczną, co jak tłumaczą jego pracownicy - uniemożliwia remont.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Efekt? Zdesperowani turyści grupowo zaglądają do lokalnych knajpek prosząc o możliwość skorzystania z toalety. "To bardzo duży i kosztowny kłopot dla lokalnej gastronomii" - przyznają w rozmowie z Gazetą Wyborczą właściciele lokali.
A osoby pracujące w miejskim szalecie podkreślają, że starają się aby toaleta była czynna między 9 a 22 w sezonie letnim. Dodają jednak, że są jedynie najemcami budynku, a prowadzony przez nich szalet nie ma statusu miejskiej toalety, bo nie jest dotowany przez miasto.
- Klientom nie chce się płacić. Narzekają na standard toalety, a to jest zabytek z 1930 roku i ciężko jest coś przebudować. Albo czasami cała grupa chce wejść za 3 zł, gdzie cena za osobę to 3 zł - tłumaczy pracownik w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.