Przemysław Radzik w maju ubiegłego roku został delegowany do Sądu Apelacyjnego w Poznaniu. Decyzję o tym podjął ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Radzik został również wiceprezesem poznańskiego sądu. Jego delegacja trwała przez siedem miesięcy i zakończyła się decyzją szefa resortu sprawiedliwości Adama Bodnara 18 stycznia bieżącego roku.
Na odejście sędziego Radzika dość pozytywnie mieli zareagować pracownicy poznańskiego sądu. Jak relacjonowali w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", Radzik miał pojawiać się w sądzie dość rzadko. Miały to być średnio dwie wizyty w tygodniu. W ich trakcie sędzia miał głównie zamykać się w swoim biurze i z niego nie wychodzić.
Okazuje się, że jego delegacja sporo kosztowała podatników. Z ustaleń dziennikarzy "GW" wynika, że w czasie poznańskiej delegacji Przemysław Radzik pobierał dwa dodatki. Jeden z nich wypłacany był mu z tytułu delegowania do pracy w Sądzie Apelacyjnym w Poznaniu (łącznie 23,2 tys. zł brutto), drugi z tytułu pełnienia funkcji wiceprezesa tego sądu (19,1 tys. zł).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od czerwca ubiegłego roku do stycznia bieżącego roku sędzia Radzik zarobił ze wspomnianymi dodatkami w sumie 250 tys. zł. Oznacza to, że co miesiąc na jego konto trafiało 31 tys. zł.
Za mieszkanie sędziego też płacili podatnicy!
Delegacja sędziego Radzika to nie tylko dwa wymienione już dodatki. Sędzia mógł liczyć na zwrot kosztów noclegów i dojazdów z Warszawy do Poznania. Do tego mógł skorzystać z comiesięcznego ryczałtu na pokrycie kosztów wynajęcia mieszkania.
W tym przypadku Sąd Apelacyjny w Poznaniu wypłacał sędziemu Radzikowi ok. 4,5 tys. zł co miesiąc. W trakcie całej delegacji uzbierało się kwota 31,6 tys. zł
Czytaj też: Szalony rajd. Tym jechał drogą ekspresową
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.