Nie ma spokoju na Bliskim Wschodzie. Od ponad miesiąca Izraelczycy walczą z Palestyńczykami, ale w tle są o wiele więksi gracze: USA i Iran. Konflikt coraz bardziej zmierza w stronę wojny zastępczej (proxy war) między tymi dwoma państwami.
Kolejny jej etap rozegrał się na terenie Syrii. Jak opisuje "The Washington Post", działają tam proirańskie szyickie milicje, które mają flankować Izrael ze wschodu. Jednostki te szkolą także bojowników Hezbollahu, który utrzymuje w szachu północ Izraela.
To poskutkowało atakiem administracji Bidena na obozy bojowników. USA starały się dotąd zniechęcać wrogów do uderzeń w amerykańskie siły na Bliskim Wschodzie, jednocześnie nie prowokując szerszego konfliktu. Szczególnie, gdy wzrasta napięcie w związku z wojną w Strefie Gazy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych Lloyd Austin powiedział, że ostatnie ataki zostały przeprowadzone przez USA w niedzielę we wschodniej Syrii. Na celowniku znalazły się miasta Bukamal i Mayadin, gdzie znajdować się miały obozy szkoleniowe, wykorzystywane przez irański Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC) i grupy z nim powiązane.
Tyle że, jak mówi o2.pl były ambasador RP w Iranie Juliusz Gojło, Iran wcale nie pali się do wojny z USA. A na pewno nie na pełną skalę. W odróżnieniu od Amerykanów i Izraelczyków, którzy - w jego ocenie - chcą wskazać Iran jako winnego ataku sprzed miesiąca na południe Izraela.
Tańce wojenne
Iran nie chce się angażować bezpośrednio. Dla Irańczyków obecna sytuacja to kłopot - nie mają nad nią kontroli. Izrael i USA za wszelką cenę chcą wykazać, że Iran jest zamieszany w atak Hamasu - mówi Juliusz Gojło.
Były dyplomata przekonuje, że obecne działania obu stron mają charakter "rytualnych zaklęć i wojennych tańców". Przypomina taniec wojenny plemienia Maorysów, tzw. hakę.
Każda ze stron wykonuje coś takiego, przy czym Izrael jest bezpośrednio zaangażowany już w wojnę, która jest niestety prowadzona bez planu. Politycznie odpowiedzialny za to jest Netanjahu. I to jemu przede wszystkim zależy na tym, by po raz kolejny w ciągu ostatnich lat przekonać świat, że na Izrael czai się wróg i jest nim oczywiście Iran - mówi dalej Juliusz Gojło.
Dyplomata przekonuje zarazem, że Hamas dotkliwie odczuje niedawne bombardowania. Ich celem były składy amunicji, zatem mogą naruszyć logistykę palestyńskiej organizacji i innych grup. Takie zaangażowanie jest znaczącą pomocą USA dla Izraela, ale dyplomata nie przypisuje temu zdarzeniu dużego znaczenia jako bolesnego uderzenia lub prowokacji wobec Iranu.
Gdyby, jak tłumaczy, Amerykanom zależało na mocnym ataku na Iran, to np. zniszczyliby fabrykę dronów w tym kraju. A usprawiedliwienie tego ruchu byłoby proste: zniszczono drony produkowane dla Hamasu i dla Rosji.
I nawet nie musiałaby to być faktycznie fabryka dronów a np. cementownia albo cukiernia - powiedziałoby się, że to "dronownia", a kto by uwierzył Irańczykom, że było inaczej? Ale Amerykanie tego nie robią - podkreśla Gojło.
Trzeci nalot
Był to trzeci atak amerykańskich sił powietrznych na pozycje proirańskich bojowników. Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund (think tanku zajmującego się popularyzowaniem wiedzy o Bliskim Wschodzie i północnej Afryce), tłumaczy, że wcześniej doszło do co najmniej 40 ataków na amerykańskie bazy.
USA musiały zacząć odpowiadać na działania bojowników siłą. Milicje szyickie atakowały żołnierzy amerykańskich m.in. w bazie lotniczej al-Asad w Iraku, syryjskim al-Tanf, bazie lotniczej Erbil w Iraku czy syryjskim Tall Baydar. Obrażenia odniosło kilkudziesięciu Amerykanów.
Stanom Zjednoczonym zależy na takim odwecie, który zniechęci przeciwników na dłuższy czas. Ponadto, o ile same bazy amerykańskie są łatwym celem, o tyle kryjówki i magazyny bojowników muszą być rozpoznane. Według Przybyszewskiego to oznacza, że kontrataki USA będą mniej liczne, ale boleśniejsze i skuteczniejsze.
Dodaje jednak, że Iran może sobie pozwolić na dalszą aprobatę dla ataków bojowników, bo chętnych i sprzętu nie brakuje. Dlatego nie sposób zagwarantować, że wymiana ciosów nie zintensyfikuje się. Zakłada, że w końcu pojawią się ofiary śmiertelne wśród żołnierzy, ale Amerykanie nie pozostaną dłużni.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.