Jak wynika z relacji właścicieli, zwierzęta uciekły w momencie gdy ci próbowali zagonić je pod wiatę. Jałówki miały zostać sprzedane nowym właścicielom, tymczasem trzynaście z szesnastu zerwało się i zbiegło w stronę lasu.
Właścicielka stada tak tłumaczyła całe zajście w rozmowie z "Gazetą Pomorską": "Zaganialiśmy je pod wiatę i nagle jedna z nich zerwała ogrodzenie i zaczęła uciekać".
Mimo wielu prób nie udało się gospodarzom i wspierającym ich sąsiadom zagonić zwierząt na powrót do zagrody. Choć przyznają, że początkowo młode krowy podchodziły pod obejście.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Później bydło zaczęło się oddalać od gospodarstwa i rozproszyło się na mniejsze grupy. Poprosiliśmy więc o pomoc strażaków i gminę. Przyjechali ratownicy z OSP Rojewo i OSP Rojewice, ale też nie mogli sobie poradzić ze zwierzętami, które na widok ludzi uciekały w gęste zarośla. Ostatnio nasze jałówki były widziane w Osieku Wielkim, a to już około 10 kilometrów od gospodarstwa - dodaje właścicielka cytowana przez "Gazetę Pomorską".
Właścicielom nie byli w stanie pomóc także przedstawiciele referatu rolnictwa, którzy twierdzą, że nie mają funduszy na odłów zwierząt gospodarczych.
Wiemy, że bydło od wielu dni błąka się po okolicznych lasach. Nie mamy jednak środków, ani umów podpisanych z rolnikami na odłów zwierząt gospodarskich - przyznała Joanna Sobocińska z referatu rolnictwa w rozmowie z "Gazetą Pomorską".
Czytaj także: Zdjęcie z bazaru. Spójrzcie na mięso. Lekarz przestrzega