Wiele informacji, które przekazują rosyjskie media i przedstawiciele władzy, prawdopodobnie nie jest prawdziwych. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Federacji Rosyjskiej.
Który kraj przewija się najczęściej w rosyjskiej telewizji i jest najmocniej atakowany przez rosyjską propagandę? Ukraina, to wiadomo, bo toczy się wojna na jej ziemiach. Ale wyłączywszy Kijów, Rosjanie znaleźli sobie wroga, którego nikt się nie spodziewał. Nie idzie o Polskę, kraje bałtyckie czy tradycyjne europejskie potęgi: Francję i Niemcy.
Ambicje i cele Moskwy sięgają znacznie dalej, a życie w przeświadczeniu, że "druga armia świata" może rzucić na kolana całą Europę, to dziś w Rosji po prostu standard. Zgodnie z zasadą, że im bardziej fakty przeczą narracji budowanej na Kremlu, tym lepiej. To jest właśnie siła przekazu, który kierowany jest do narodu i ściśle kontrolowany.
Władimir Sołowjow i jego propagandyści upodobali sobie ataki na Portugalię.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To nie pomyłka, Rosjanie czują się tak pewnie, że marzy im się imperium sięgające od Kamczatki, poprzez Moskwę, aż do Lizbony. Zresztą stolica Portugalii przewija się w ich programach bardzo często, co musi zaskakiwać. O ile nie śmieszyć, bo przecież rosyjska armia ledwo przetrwała pod Bachmutem i wali głową w mury Awdijiwki.
A gdzie jej tam maszerować do Lizbony, przez Warszawę, Berlin, Paryż i Madryt po drodze?
Portugalia, jako cel Federacji Rosyjskiej, regularnie przewija się w kolejnych programach państwowej telewizji Rossija-1, a przecież ogląda ją średnio ponad 117 milionów ludzi. I oni mają wierzyć, że armia Władimira Putina zdolna jest podbić całą Europę. Dbają o to tuzy propagandy: Władimir Sołowjow, Olga Skabajewa i Margaryta Simonjan.
Jeśli będziemy musieli zająć Lizbonę, zrobimy to - chwali się Sołowjow.
Nikt nie mówi, że takie słowa to mrzonki i że oznaczałyby po prostu globalny konflikt.
Rosjanie lubią żyć w przeświadczeniu, że ich kraj jest światowym numerem jeden i że zawsze walczy o słuszną sprawę. Nie lubią też myśli, że ktoś potrafi i chce żyć inaczej, niż oni sobie to wyobrażają. Niezależnie od tego, czy mieszka w Kijowie, Berlinie, Madrycie czy Lizbonie. Tak jak w czasach ZSRR, chcą zaprowadzić wszędzie swój "mir".
Sęk w tym, że Europa od dekad tego porządku moskiewskiego nie chce i nie przyjmie. A że emisariusze z Moskwy swoją wiadomość niosą na bagnetach i jak sto lat temu nie zamierzają się zatrzymywać, umyślili sobie Lizbonę jako cel. Ciekawe tylko, co na to władze Portugalii oraz NATO, które powstało po to, by rosyjskie marzenia zniweczyć.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.