To historia, która mrozi krew w żyłach, jak żadna inna. Po Szczecinie krążyła uliczna legenda o mężczyznach, którzy mieli zabić swojego kolegę z baru, następnie poćwiartować, upiec nad ogniskiem i zjeść. Wydawało się to tak okropne, że aż mało prawdopodobne.
Czytaj także: Nowy wirus Nipah. Jest 75 razy groźniejszy niż COVID-19
Jenak Zbigniew B. niedługo przed śmiercią pod wpływem alkoholu wyrzucił z siebie swój mroczny sekret. To właśnie on miał razem ze swoimi kolegami dokonać tego czynu.
Zdarzenie miało mieć miejsce w Łaskach (woj. zachodniopomorskie) w 2002 roku. Robert M. miał zaprosić swoich kolegów do smażalni ryb. Kiedy najedzeni i napici panowie skończyli biesiadę, Robert M. na wychodnym miał zawołać jeszcze jednego mężczyznę, bynajmniej nie po to, by dołączył do zabawy. Cytując "Fakt" Rafał O. zeznał, że Robert M. miał uderzyć nowego kolegę w twarz i wpakować do samochodu.
Rafał O. w przed sądem powiedział również, że ostateczny cios zadał właśnie Zbyszek B. To on miał wielkim nożem poderżnąć gardło bezimiennej ofiary. Później ciało zostało upieczone nad ogniskiem. Choć mężczyźni mieli opory przed jego zjedzeniem, Robert M. miał szantażować ich, że jeśli tego nie zrobią, skończą, jak ofiara.
Tylko Rafał O. przyznał się do zarzucanego mu przez sąd czynu. Zbigniew B., który opowiedział tę historię znajomym już nie żyje. Sylwester B. i Robert M. nie przyznali się do winy i powiedzieli, że historia nie jest prawdziwa. Ostatni oskarżony, Janusz S. nie stawił się na rozprawie.
Nie wiadomo, kto był ofiarą, nie ma też świadków zdarzenia. Jeśli jednak sąd ustali, że morderstwo z aktem kanibalizmu miało miejsce w Łaskach w 2002 roku, mężczyźni resztę życia spędzą w więzieniu.