W lutym całą Polską wstrząsnęła informacja o dwójce chłopców, którzy od urodzenia byli katowani przez swoich biologicznych rodziców. Prawda wyszła na jaw, gdy młodszy z braci, 11-tygodniowy Piotruś trafił w lutym do szpitala w Zielonej Górze.
20 maja dziennik "Fakt" podał, że dziecko zmarło. Informacje potwierdziła rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy prok. Liliana Łukasiewicz.
40-letni Marcin G. przebywa w areszcie. Z informacji opublikowanych w "Fakcie" wynika, że matka chłopców jest na wolności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wyrodni rodzice z Przemkowa. Ojciec katował dzieci
Jak podaje "Fakt", prokuratura dysponuje obszerną opinią biegłych lekarzy z Zakładu Medycyny Sądowej w Zielonej Górze. To pozwoliło zmienić zarzuty obojgu rodzicom biologicznym. Oboje mieli działać wspólnie i w porozumieniu.
Teraz na jaw wychodzą wstrząsające szczegóły horroru, przez który przeszli mali chłopcy. "Fakt" ustalił, że mężczyzna dopuszczał się wobec Filipa zachowań takich jak popychanie, uderzanie dłonią i pięścią po głowie i plecach, kopanie w tułów, a także rzucanie o łóżko, w wyniku czego spowodował obrażenia ciała w postaci sińców okolicy czołowej, sińca policzka prawego oraz sińca zlokalizowanego poniżej kolana lewego.
To wszystko stanowi naruszenie czynności narządów ciała i rozstrój zdrowia na okres poniżej dni siedmiu, oraz obrażenia w postaci krwiaków nadtwardówkowych.
Ojciec dzieci w sposób bestialski miał traktować swojego młodszego syna Piotrusia. Miał go między innymi podduszać.
Krytycznego dnia działając w zamiarze ewentualnym pozbawienia życia, uderzył ze znaczną siłą ręką w głowę Piotra G., w wyniku czego spowodował złamania w obrębie łusek obu kości ciemieniowych, co skutkowało zatrzymaniem krążenia i oddechu pokrzywdzonego w dniu 28.02.2024 r., a także narastającym, uogólnionym, nasilonym obrzękiem mózgu - informuje w rozmowie z "Faktem" prokurator Liliana Łukasiewicz.