W miniony weekend w Warszawie odbyły się nielegalne nocne wyścigi, podczas których całkowicie zablokowano ruch na wielopasmowej ulicy Marsa, czyli wylotówki z centrum. Jak donosi Jan Mencwel z organizacji "Miasto jest nasze", odpowiedzialna za to była grupa Warsaw Night Racing, która od dłuższego czasu otwarcie dokumentuje swoje działania w mediach społecznościowych.
Organizacja ta regularnie organizuje nielegalne wydarzenia, mimo że stanowią one zagrożenie dla bezpieczeństwa mieszkańców i łamią przepisy ruchu drogowego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Uczestnicy nielegalnych wyścigów zbierają się o wcześniej ustalonych porach. Lokalizacje spotkań są udostępniane w prywatnych grupach. Nocami kierowcy sportowych aut ścigają się po ulicach miasta, często blokując ruch drogowy. W każdej z takich imprez uczestniczy kilka, a nawet kilkadziesiąt samochodów.
- Chwalą się nimi w social media. Wrzucają jakby nigdy nic film, na którym ktoś driftuje sobie nocą bmw, a cała ulica stoi przez niego w korku. I co? I nic! Są całkowicie bezkarni. A przecież ryk takich wyścigów słychać na kilometry. Nie wspominam już o blokowaniu drogi, ewidentnym łamaniu przepisów i stwarzaniu olbrzymiego zagrożenia - napisał w mediach społecznościowych Jan Mencwel, lider stowarzyszenia "Miasto Jest Nasze".
Czytaj także: Ich pomidory zalewają Polskę. W tym roku padł rekord
Nielegalne wyścigi w Warszawie
Jan Mencwel twierdzi, że polski system prawny nie działa wystarczająco skutecznie, jeśli chodzi o egzekwowanie przepisów wobec osób łamiących prawo. Z jego punktu widzenia, brak zdecydowanych działań w przypadkach, które jednoznacznie wskazują na nielegalną działalność, wskazuje na poważne luki w funkcjonowaniu instytucji państwowych.
Gdzie była policja? Dobre pytanie. Przypominam tylko, że jak Ostatnie Pokolenie blokuje ulice, to policja jest tam w sekundę i ściąga ich z jezdni siłą - napisał Jan Mencwel.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.