Maskotka w kształcie słonia nosi imię Bruce. Gabryel zabierał go ze sobą wszędzie, w tym na liczne operacje i hospitalizacje. Po śmierci chłopca Liz i jej mąż na stałe ulokowali pluszaka w swojej sypialni.
Kiedy razem z drugim synem, Sebastyanem, wybrali się w podróż po Florydzie, aby uczcić pamięć Gabryela, Liz postanowiła zabrać też jego ukochaną maskotkę. A aby syn był z nimi także "obecny" - do plecaka, jaki miała na sobie maskotka, kobieta włożyła woreczek z prochami zmarłego synka.
Czytaj także: Sąsiedzi Wójcika zabrali głos. Smutne doniesienia
Przerażające odkrycie
Cała grupa wyruszyła z Iowa w kierunku Florydy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wycieczka była bardzo gorączkowa z 3 różnymi miastami i hotelami, a w pewnym momencie mój mózg pochłonięty w żalu po stracie synka włączył się ze wszystkimi emocjami, przez co zaczęłam mieć problemy z prostymi zadaniami pamięciowymi - wspominała Liz.
Niestety, po powrocie kobieta odkryła, że zgubili gdzieś maskotkę Bruce'a, a wraz z nią - prochy syna.
Rodzina od 22 do 24 kwietnia zatrzymała się w kurorcie Cocoa Beach. Następnie udali się się do Disney Springs, zatrzymując się w Palazzo w Kissimmee. Na kolejne dni, aż do 30 kwietnia, zatrzymali się w Disney's Art of Animation.
Kiedy 1 maja wróciliśmy do domu, szukałam WSZĘDZIE. Każda torba. Zniknął. Zadzwoniłem do każdego z wyżej wymienionych miejsc i wypełniłam formularz zagubienia i znalezienia na stronie Disneya. Nikt go nie znalazł - rozpaczała Liz.
Czytaj także: Czy ptaki odczuwają żałobę? Zaskakujące słowa ekspertów
Kobieta przyznaje, że od momentu kiedy zorientowała się, co się stało, czuje jakby była chora i ma trudności z zasypianiem.
Nigdy, nawet za milion lat, nie pomyślałabym, że zmaganie się ze stratą dziecka osłabi moją pamięć na tyle, że gdzieś o nim zapomnę. Tak bardzo się starałam, aby zawsze był w torbie lub w moich ramionach, aby tak się nie stało - przyznała zrozpaczona Liz.