W chwili wybuchu pożaru w schronisku przebywało łącznie 75 psów. Jak jednak poinformował na konferencji prasowej John Sullivan, komendant Straży Pożarnej w Georgetown, nie udało się uratować ani jednego z czworonogów.
Przeczytaj także: Tragedia na Florydzie. W pożarze schroniska zginęły koty
Straż pożarna zareagowała szybko. Niestety, trafiła na warunki, które były realizacją najgorszego możliwego scenariusza, musieliśmy wkroczyć w gęsty dym i ogień – opowiadał John Sullivan (New York Post).
Pożar w teksańskim schronisku. Zginęły wszystkie psy
Z relacji Johna Sullivana wynika, że nie wszystkie ciała psów zostały znalezione spalone. Te czworonogi zmarły jednak w wyniku zatrucia tlenkiem węgla. Komendant podkreślał, że zdarzenie wstrząsnęło strażakami w takim samym stopniu, jak gdyby ofiarami byli ludzie.
Przeczytaj także: Dramat na autostradzie w USA. Wydarzenia wymknęły się spod kontroli
Przyjęliśmy te śmierci z niezwykłym bólem serca, nie były ani odrobinę mniej tragiczne [niż ludzkie]. Gdy usłyszałem adres, po prostu stanęło mi serce (...), uważam mojego własnego zwierzaka za najbliższego powiernika i przyjaciela, który mnie nigdy nie osądza – przyznał John Sullivan (New York Post).
Przeczytaj także: Potężne eksplozje nad miastem. "Absolutny chaos" w Wielkiej Brytanii
Część psów, które zginęły w pożarze, należała do pracowników schroniska, którzy nie chcieli zostawiać ich samych, gdy szli do pracy. Dwa czworonogi mieszkały w Ponderosa Pet Resort od zaledwie trzech dni – trafiły tam po śmierci ich właścicielki, 44-letniej Michelle Gattey. To policjantka z Georgetown, która zmarła na COVID-19.