Gruzini kolejny dzień protestowali przeciwko wznowieniu prac nad ustawą o przejrzystości wpływów zagranicznych. Nowe prawo nazywane jest potocznie "ustawą o agentach zagranicznych" lub - mniej formalnie - "ustawą rosyjską". Protesty były liczne ale mimo wszystko spokojne, choć zatrzymano co najmniej dwie osoby.
Było to drugie podejście gruzińskiego parlamentu do kontrowersyjnej ustawy, tym razem skuteczne. Rok temu była ona procedowana jako ustawa o agentach zagranicznych, jednak pod presją protestów i krytyki ze strony Zachodu Gruzińskie Marzenie wycofało się z niej.
Teraz później ustawa wróciła i została przegłosowana. Gruzini wylegli więc na ulice. I choć Majdanu na wzór ukraiński prawdopodobnie w Gruzji nie będzie, to sytuacja jest groźna i może pójść w kierunku większej eskalacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gruzja skręca w stronę Rosji
Od czasu wojny w 2008 r. Gruzja uchodziła za jeden z najbardziej antyrosyjskich krajów Kaukazu. Ale w działaniach rządzącej krajem partii Gruzińskie Marzenie pojawiają się inne nuty. Partia zachowuje dużą ostrożność wobec wojny w Ukrainie i skręca w stronę Rosji, a z rządzącego Gruzińskiego Marzenia wyodrębniła się radykalna frakcja Głos Ludu. To właśnie Głos Ludu wniósł kontrowersyjny projekt.
Ustawa wymaga od organizacji niekomercyjnych i mediów informacyjnych otrzymujących 20 proc. (lub więcej) finansowania z zagranicy, aby zarejestrowały się jako "realizujące interesy obcego mocarstwa". To jedyna zmiana w brzmieniu w stosunku do projektu ustawy wycofanego w zeszłym roku. Mówił on, że objęte ustawą grupy muszą zarejestrować się jako "agenci obcych wpływów".
Napięcia na Kaukazie
Sytuacja staje się napięta. Dr Konrad Zasztowt z Zakładu Islamu Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego mówi w rozmowie z o2.pl, że trudno zrozumieć decyzję Gruzińskiego Marzenia, ponieważ ustawa ta jest wbrew woli większości społeczeństwa.
W październiku będą wybory parlamentarne i takie działania są bardzo zniechęcające dla ludzi, choć oczywiście Marzenie nadal ma swój żelazny elektorat, np. w regionach wiejskich i na południu kraju. Warto dodać, że to uchwalone właśnie prawo już jest krytykowane także przez UE i może doprowadzić do zamrożenia integracji z Unią - przekonuje badacz.
Przypomina on, że w ubiegłym roku Gruzja czekała, by otrzymać status państwa-kandydata do UE. W tej chwili, gdy go już uzyskała, tej presji nie ma. Gruzińskie Marzenie zakłada chyba, iż nic wielkiego nie wydarzy się w relacjach z UE i może sobie na to pozwolić.
Z tym jednak, że są już pierwsze sygnały z UE, że to prawo stoi w sprzeczności z wartościami unijnymi. Jeśli ta krytyka będzie duża, to będzie to pobudzać eskalację protestów, więc presja społeczna może być silna - mówi dalej dr Zasztowt.
Rosyjska inspiracja?
Ekspert tłumaczy, że uchwalone prawo forsowała i forsuje grupa polityków z Marzenia i rozłamowcy z Siły Ludu. Siła Ludu to politycy wyrażający najbardziej antyzachodnie narracje w Gruzji. Zasztowt zaznacza zarazem, że że część komentatorów uważa ten "rozłam" za próbę odcięcia się polityków Gruzińskiego Marzenia od najbardziej skrajnych głosów przy jednoczesnej, cichej ich akceptacji.
W Gruzji wydaje się rosnąć niechęć do społeczności LGBT. W 2021 r. zginął, pobity przez nacjonalistów i radykałów, operator jednej z telewizji. Nacjonaliści niszczyli biura organizacji reprezentujących mniejszości oraz zaatakowali przedstawicieli mediów - rannych zostało co najmniej 53 dziennikarzy. Tego rodzaju działania wpisują się w takie dzielenie społeczeństw, jakie znane jest z działań rosyjskich.
Jest niestety rodzaj utożsamienia postulatów społeczności LGBT z polityką unijną czy szerzej - istotą samej Unii, co jest oczywistym przekłamaniem i faktycznie narracją zbliżoną do tej prezentowanej przez Rosję. Stąd nazywanie tej ustawy "rosyjskim prawem" - tłumaczy dr Zasztowt.
Ale za rękę nikt nikogo nie złapał. Ekspert mówi, że doświadczenie Kremla w niszczeniu społeczeństwa obywatelskiego faktycznie jest naśladowane przez władze gruzińskie. Nie ma jednak dowodów na to, że sama inicjatywa przyszła z Rosji. Przy czym, jak dodaje, nie zmienia to faktu, że część środowiska Gruzińskiego Marzenia, w tym jego nieformalny lider Bidzina Iwaniszwili, ma związki z Rosjanami.
"Położyć rękę na wszystkim"
Ten rząd jest zorientowany na Rosję. Wiele osób pracuje dzięki dotacjom i wsparciu międzynarodowemu. Artyści, NGO-sy (organizacje pozarządowe), niezależne telewizje. Teraz rząd chce położyć na tym wszystkim rękę - mówi o2.pl Tamara Axander, menadżerka klubu muzycznego Khidi z Tbilisi.
Jej klub, podobnie jak wiele innych z gruzińskiej sceny alternatywnej i elektronicznej, wyraża sprzeciw wobec nowego prawa. Mówią o "ruZZkim" lub "ruSSkim" prawie, co jest nawiązaniem do szyderczych określeń, stosowanych wobec rosyjskich okupantów przez Ukraińców. Zdublowane "s" i "z" to złośliwe wobec Rosjan nawiązanie do symboliki nazistowskiej, pokazującej charakter działań Rosjan.
Jeśli ta ustawa wejdzie w życie, to zagrozi wolności sceny artystycznej i muzycznej - obawia się jeden z naszych rozmówców, który prosił o zachowanie anonimowości.
Dodaje, że obecnie przebywa w gruzińskiej stolicy. Uważnie śledzi protesty, chodzi na demonstracje.
Mężczyzna przekonuje, że nowe prawo wpłynie na niemal wszystkie aspekty życia społecznego Gruzinów.
Instytucje kulturalne, kluby, bary czy artyści i muzycy - wszyscy zostaną zmuszeni do zarejestrowania się pod tą "etykietą" w ruZZkim stylu - mówi.
Przekonuje, że obawia się o wolność nie tylko kulturalną, ale także prawa mniejszości. Wyraża obawę, że rząd nie poprzestanie tylko na zmuszaniu do rejestracji i identyfikacji jako "zagranicznych agentów", a nowa ustawa będzie wstępem do dalszego odbierania praw.
Sprzeciwianie się rządowi stanie się w praktyce nielegalne. Jako artysta, kurator i aktywista potępiam tę ustawę i to "ruZZkie prawo" - podsumowuje.
Łukasz Maziewski, Adam Dąbrowski, dziennikarze o2.pl