Królowa Elżbieta nie ma w zwyczaju łączyć swojej pracy z życiem prywatnym. Tegoroczne wydarzenia jednak wpłynęły na nią tak bardzo, że nawet ona nie wytrzymała.
Tęsknota za ukochanym
Głowa państwa, jak co roku, wygłosiła bożonarodzeniową mowę, wystosowaną do rodaków.
To orędzie było jednak zupełnie inne niż dotychczas. Królowa przekazała swoje najbardziej emocjonalne przesłanie na Boże Narodzenie, oddając hołd swojemu ukochanemu zmarłemu mężowi, księciu Filipowi.
Ujawniła, jak "złośliwy, dociekliwy błysk księcia Edynburga był na końcu tak jasny, jak wtedy, gdy po raz pierwszy go zobaczyła". Monarchini dodała, że w tym roku w okresie świątecznym będzie brakować jednego znajomego śmiechu.
95-letnia królowa założyła szafirową broszkę. Tę samą, którą założyła w podróż poślubną w 1947 roku i ponownie z okazji diamentowej rocznicy ślubu. Zwróciła się również do rodzin, które w tym roku straciły ukochaną osobę. Swą uwagę skierowała też na kryzys związany z pandemią koronawirusa.
Chociaż dla wielu jest to czas wielkiego szczęścia i radości, Boże Narodzenie może być trudne dla tych, którzy stracili bliskich - powiedziała.
Mówiła też czule o swoim najstarszym synu Karolu i jego żonie Camilli, a także chwaliła Williama i Kate za ich działalność klimatyczną. O Meghan i Harrym nie wspomniała ani słowem, mimo, że uwzględniła malutką Lilibeth jako jedną z czwórki prawnucząt, urodzonych w tym roku.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.