Kamil Różycki
Kamil Różycki| 

W Wodzisławiu Śląskim pomylono szczątki człowieka ze zwierzęcymi

Błędy chodzą po ludziach, jednak są sytuacje, kiedy pod żadnym pozorem nie powinny się pojawić. Jednym z tego typu wydarzeń była ostatnia pomyłka funkcjonariuszy z Wodzisławia Śląskiego. Pomylili oni szczątki ludzkie... z szkieletem zwierzęcia.

W Wodzisławiu Śląskim pomylono szczątki człowieka ze zwierzęcymi
Policjanci w Wodzisławiu Śląskim pomylili szczątki mężczyzny ze szczątkami zwierzęcia. (Pixabay, Andrzej Rembowski)

Sytuacja miała miejsce 20 listopada ubiegłego roku. W Wodzisławiu Śląskim doszło wówczas do całkowitego spalenia postawionego na jednej z działek volkswagena. Sprawa była o tyle poważna, że na co dzień w aucie zamieszkiwał 55-letni Józef W., który przed laty był przedsiębiorcą.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Myślał, że nikt nie zauważy. Kamery nagrały, jak kradnie

O całej sprawie policję poinformował Krzysztof, na którego działce doszło do całego wydarzenia. Był on niedawnym przyjacielem Józefa W., choć w tamtym czasie domagał się od niego wyprowadzki z tego terenu. Ten jednak nie miał innych alternatyw i jego pobyt na działce zakończył dopiero dramatyczny pożar samochodu.

Funkcjonariusze stwierdzili, że szczątki pochodzą od barana

Już od samego początku śledztwa właściciel działki, na której doszło do pożaru, widział błędy w śledztwie. Pomimo posiadania wiedzy, że w aucie mógł znajdować się mężczyzna, będący na miejscu policjanci całkowicie zignorowali tę poszlakę. Z tego też powodu, już na wczesnym etapie badań uznali, że odnalezione szczątki należały do hodowanego jakiś czas przez Krzysztofa barana.

Policjanci uznali, że kości, które znaleźli w spalonym wraku, to szczątki barana. Tylko jakim cudem, skoro od dwóch lat nie miałem owiec - opowiadał dziennikarzom "Faktu" właściciel działki.

Ponieważ od samego początku policjanci nie założyli, że znalezione w aucie szczątki mogą należeć do człowieka, nie uniknięto wielu uchybień. Wśród nich było przede wszystkim niepobranie przez śledczych próbki DNA szczątków, czy niewezwanie na miejsce lekarza medycyny sądowej. Na miejscu pożaru zabrakło również biegłego z zakresu pożarnictwa.

Śledztwo zamknięto w grudniu, a wrak ze szczątkami mężczyzny pozostawiono do dyspozycji Krzysztofa. Miał on zezłomować wrak i pozbyć się szczątków na własną rękę. Co więcej, w sprawie nagłego zniknięcia 55-letniego Józef W. sprawę odpuszczono, ponieważ nikt go nie szukał.

Do sprawy powrócono dopiero w lutym

Przełom nastąpił jednak w lutym bieżącego roku. Wówczas do komendy miejskiej w Wodzisławiu Śląskim wpłynęło zgłoszenie o zaginięciu mężczyzny. Śledztwo przeprowadzono jeszcze raz, tym razem z zachowaniem wszystkich kluczowych czynności. Wśród nich znalazło się m.in. przeprowadzenie badania DNA, które potwierdziło, że znalezione szczątki należały do Józefa W.

Obecnie sprawa trafiła do prokuratury, która wszczęła postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Niewykluczone, że sprawiedliwość dosięgnie także prowadzących śledztwo funkcjonariuszy.

W marcu komendant policji w Wodzisławiu Śląskim podjął decyzję o wszczęciu postępowania wobec ośmiu funkcjonariuszy. Postępowanie ma wyjaśnić, czy doszło do nieprawidłowości w listopadzie ub. roku – usłyszał dziennikarz "Faktu" od asp. sztabowego Małgorzaty Koniarskiej, rzeczniczki KPP w Wodzisławiu Śląskim.
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić