Zuzanna Frymark spostrzegła, że to już kolejny raz, gdy w Korei Południowej ogłoszony został stan wojenny. Miało to miejsce również podczas wybuchu wojny koreańskiej, a także w 1980 roku.
Myślę, że żaden odpowiedzialny lider kraju nie ogłosiłby takiej decyzji w obawie przed impeachmentem - powiedziała Onetowi Polka mieszkająca w Seulu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Południowokoreański prezydent ogłosił stan wojenny, oskarżając opozycję o kontrolowanie parlamentu, a także sympatyzowanie z Koreą Północną i paraliżowanie rządu przez działania antypaństwowe. Zgromadzenie Narodowe postanowiło natomiast znieść stan wojenny.
Nic nie wskazywało, że stan wojenny ma zostać ogłoszony. Ta decyzja jest bardzo niebezpieczna, ponieważ Korea Północna bardzo nie lubi, gdy Seul się na nią powołuje. Boję się, że może nastąpić gwałtowna reakcja ze strony Pjongjangu. Obecnie panuje niestabilność wewnątrz i zagrożenie z zewnątrz - dodała Frymark.
"Uważają to za wariactwo"
Zuzanna Frymark wyznała za pośrednictwem Onetu, że aktualnie w Korei Południowej "panuje oburzenie, ale nie strach". W podobnym tonie w rozmowie z o2.pl wypowiedziała się pani Emilia, Polka mieszkająca w Korei Płd.
Z relacji moich znajomych Koreańczyków wynika, że uważają to za wariactwo i żyją dalej bez strachu. Dużo Koreańczyków przespało stan wojenny i nie zareagowało. Z tego co wiem, to mocno spadło poparcie i zaufanie do obecnego prezydenta - wyjaśniła.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.