Sytuacja Kosowa od lat pozostaje nieuregulowana i niestabilna. Ten niewielki region, który w 2008 r. ogłosił jednostronnie niepodległość od Serbii, wciąż jest areną niepokojów. Tym razem jednak, podczas zamieszek mieszkańcy zwrócili się przeciwko żołnierzom KFOR.
Podczas starć rannych zostało aż 25 żołnierzy KFOR. To skrót od Kosovo Force. Są to siły pokojowe NATO, rozmieszczone w Kosowie od 1999 r., mające zapewniać stabilność i chronić zwaśnione mniejszości: Serbów i Albańczyków przed sobą nawzajem.
"Gotowi na każdy scenariusz"
Do zamieszek znowu jednak doszło. Obyło się bez ofiar śmiertelnych, ale sytuacja wciąż jest napięta. Serbia utrzymuje swoje jednostki wojskowe na granicy ze zbuntowaną prowincją w stanie podniesionej gotowości. Serbski minister spraw zagranicznych Ivica Dacić zapowiedział, że jego kraj "nie przygotowuje się do interwencji w Kosowie, ale są gotowi na każdy scenariusz".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co więc wydarzyło się w Kosowie? O wyjaśnienie poprosiliśmy byłego funkcjonariusza Straży Granicznej i funkcjonariusza EULEX (policyjnej misji Unii Europejskiej na terenie Kosowa) płk Michała Stachyrę. Na misji w Kosowie spędził rok, doskonale zna tamtejsze skomplikowane relacje.
Prowokacja Belgradu?
Jak tłumaczy płk Stachyra, jako pretekst wykorzystano wygrane wybory do władz lokalnych przez nowego burmistrza, z pochodzenia Albańczyka. W gminach Zubin Potok, Zvecan i Leposavić postawiono barykady.
Doszło do starć Serbów z kosowską policją, próbującą umożliwić burmistrzowi objęcie urzędu. Rannych zostało pięciu policjantów. Belgrad wysłał na granicę siły zbrojne. Sytuacja od tego momentu jest coraz bardziej napięta - rozpoczyna oficer.
Płk Stachyra sugeruje, że zamieszki nie były całkowicie spontanicznie. W rozmowie z o2.pl mówi, iż w trakcie zamieszek zaobserwowano przybyłych do Północnego Kosowa funkcjonariuszy ministerstwa spraw wewnętrznych Serbii, którzy - wmieszani w tłum protestujących - koordynowali działania protestujących.
Aktywnie brali udział w walkach ulicznych i podburzali tłum. Jednoznacznie wskazuje to na przemyślane działania Belgradu.
Nie zapomnieć o Ukrainie
Stachyra przypomina jednak o innej ważnej kwestii: że tego rodzaju działania są bardzo na rękę Moskwie. Oficer mówi wprost, że destabilizacja Kosowa - ale również Czarnogóry oraz Bośni i Hercegowiny - leży w interesie Moskwy.
Oficer przypomina nieudany zamach stanu w Czarnogórze przygotowany przez rosyjski wywiad wojskowy GRU w 2016 r. Niepowodzenie nie spowodowało wycofania się służb rosyjskich z tego rejonu.
Jeżeli FSB doprowadzi do zaangażowania sił NATO na Bałkanach, oznaczać to będzie konieczność skierowania tam określonej ilości sił i wyposażenia bojowego, które mogłoby być skierowane do pomocy Ukrainie. Patrząc na Kosowo, nie można tracić z oczu działań Rosji w Republice Serbskiej w BiH - mówi dalej pułkownik.
Serbia - rosyjski "lotniskowiec" na Bałkanach
Warto w tym momencie przypomnieć, że za próbę przewrotu w Czarnogórze w 2016 r., odpowiadać mieli obywatele Serbii. Podburzani i sterowani, co artykułowały głośno władze kraju, przez Rosję. 15 października 2016 r. czarnogórska policja i służby specjalne zatrzymały 20 osób. Była to noc poprzedzająca wybory parlamentarne w tym kraju.
Śledczy zarzucali, że Serbowie, we współpracy z prorosyjską częścią opozycji czarnogórskiej, planowali doprowadzić do rozruchów na ulicach Podgoricy i przejąć władzę w państwie. To z kolei mogłoby poskutkować zmianą w polityce: cofnięciem starań kraju o przyjęcie do NATO i wycofanie poparcia dla uznania niepodległości Kosowa.
Jednym z organizatorów zamach miał być Eduard Szyszmakow vel Szyrokow. Ten zidentyfikowany jako oficer GRU Rosjanin, były zastępca attache obrony, został dwa lata wcześniej wyrzucony z Polski pod zarzutem szpiegostwa.
Niebezpieczna gra prezydenta
Wróćmy jednak do sprawy Kosowa. Płk Stachyra uważa, że prezydent tego kraju, Aleksandar Vucić, prowadzi bardzo niebezpieczną grę. Jego działania przypominają postępowanie prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki.
Jak wskazuje oficer, Vucić z jednej strony wysyła sygnały EU i NATO, takie jak penalizacja służby Serbów po stronie rosyjskiej w Ukrainie, odmowa wysłania uzbrojenia Rosji, niepotwierdzone, tajne dostawy amunicji na Ukrainę.
A z drugiej - działanie na rękę Putinowi poprzez eskalowanie negatywnych wydarzeń w regionie i akceptowanie współpracy z rosyjskimi służbami w tym zakresie - mówi oficer.
Zubin Potok po raz drugi
Nawet jeśli Serbia nie ruszy na Kosowo z interwencją wojskową, to z dużą pewnością można powiedzieć, że będzie próbowała działań destabilizujących ten kraj. A Bałkany to miękkie podbrzusze Europy. Przez waśnie na tle etnicznym i religijnym łatwo wywołać tam konflikt. Taki, który - jak już wyżej opisano - mógłby odciągnąć uwagę NATO od Ukrainy.
A to byłoby dla naszego wschodniego sąsiada bardzo złe rozwiązanie. Nie bez powodu zapewne, na serbskich pojazdach policyjnych i wojskowych ktoś namalował literę Z - symbol rosyjskiej agresji na Ukrainę.
To zresztą nie pierwszy w ciągu ostatnich kilku miesięcy incydent w Kosowie. Napięcie wzrosło też, kiedy w ostatnich dniach grudnia ostrzelany został patrol sił KFOR. Co ciekawe, strzały padły w okolicy miejscowości Zubin Potok - tej samej, w której doszło do rozruchów na początku obecnego tygodnia.