W piątek wieczorem 3 lutego do sklepu Lidl w Markach wszedł zamaskowany mężczyzna. Grożąc narzędziem przypominającym nóż zażądał od kasjerki wydania pieniędzy. W obronie kobiety stanęło dwóch klientów sklepu. Doszło do szarpaniny z bandytą. Obaj mężczyźni zostali ranni, trafili do szpitala.
Czytaj także: Zapukają do domów Polaków. Lepiej otworzyć drzwi
Pan Mieczysław był świadkiem tego koszmarnego napadu. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" opowiada, że gdy był pomiędzy alejkami, usłyszał przepychanki i wołanie o pomoc. Mężczyzna natychmiast pobiegł do kas zobaczyć, co się dzieje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pan Mieczysław zobaczył wówczas wysokiego napastnika pędzącego do drzwi. - Nie byłem w stanie zobaczyć jego twarzy, widziałem jednak, że na głowie miał czapkę. Próbowałem go gonić, ale zatrzymały mnie automatyczne drzwi, które otwierały się tylko od zewnątrz - relacjonuje w rozmowie z "GW".
Gdy świadek napadu obrócił się, zobaczył zakrwawionych poszkodowanych.
Jeden klient miał ranę biegnącą przez całą szyję aż do ucha. Wyglądało to na mocne cięcie. Drugi był bez koszulki, został zraniony pod pachą, w okolicy żeber. Wtedy ugięły się pode mną nogi - relacjonuje pan Mieczysław w rozmowie z "GW".
Wszyscy rzucili się do pomocy. Według relacji pana Mieczysława mężczyzna, któremu nożownik pociął szyję, był z dwiema, 10- i 11-letnią, dziewczynkami. - Obydwie płakały. Współczuję im, że musiały na to patrzeć, i mam nadzieję, że nie będą miały po tym traumy - mówi.
Nożownika udało się zatrzymać policji dwa dni później. Okazało się jednak, że materiał dowodowy był niewystarczający, żeby postawić mu zarzut w związku z rozbojem. 37-letni mężczyzna mimo to usłyszał zarzut kradzieży, której dopuścił się w tym samym sklepie przed napadem.