To, co wydarzyło się w nocy z 24 na 25 sierpnia, wstrząsnęło mieszkańcami całej Polski. Jeden z mieszkańców kamienicy przy ul. Kraszewskiego, rozmówca "Głosu Wielkopolski", około północy usłyszał pukanie do drzwi.
Mężczyzna początkowo sądził, że jakieś dzieci robią sobie żarty. Tymczasem w drzwiach jego mieszkania stanął syn właściciela kamienicy, który - wraz ze swoim ojcem - rozpoczął ewakuację mieszkańców po tym, jak włączyła się czujka dymu.
Rozmówca "Głosu Wielkopolski" zapamiętał kilka istotnych rzeczy: czarny dym, wydobywający się z kratek wentylacyjnych i specyficzny zapach palonego plastiku, a także to, że strażacy błyskawicznie zjawili się na miejscu. Na początku nikt nie przypuszczał, jak dramatyczny będzie przebieg akcji ratowniczej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tak stoję około 40 minut na zewnątrz, żartujemy z lokatorami, że jutro czeka nas czyszczenie i tym podobne. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, co się w ogóle wydarzy. Tak 40 minut tam stoję, i taki chłopak do mnie podchodzi, którego nigdy nie widziałem. Ktoś z lokatorów, którego nie poznałem wcześniej. Poszliśmy razem na drugą stronę ulicy, i wtedy kiedy przeszedłem na drugą stronę, doszło do pierwszej eksplozji. Rzuciło mną o ziemię, kiedy wstałem doszło do drugiej - relacjonuje mężczyzna w rozmowie z "GW".
Świadek wydarzeń w Poznaniu: "Widziałem tych strażaków"
Podczas eksplozji mężczyznę zraniły odłamki szkła. Krwawił. Mimo to - jak sam podkreśla - miał szczęście w nieszczęściu.
Postałbym pięć sekund dłużej i byłbym w równie ciężkim stanie, jak ci ludzie, którzy stali bliżej. Dramatyczna sytuacja. Widziałem tych strażaków, którzy wcześniej wchodzili do tego budynku - podkreśla mężczyzna.
Mieszkaniec kamienicy przy ul. Kraszewskiego 12 zwraca uwagę, że najbardziej żal mu właśnie tych dwóch strażaków, którzy weszli do budynku. I przedmiotów, które miały dla niego wartość sentymentalną.
- Rzeczy można odkupić, życia nie - podkreśla rozmówca "Głosu Wielkopolski" i dodaje, że po tragedii chciałby szybko ruszyć ruszyć do przodu. Na razie mężczyzna mieszka u bliskich w Śremie. Ma nadzieję, że otrzyma obiecaną pomoc od miasta.