Zdążyliśmy przyzwyczaić się już do widoku zniszczonych banerów czy plakatów wyborczych. Na wizerunku kandydatów do sejmu czy senatu często widnieją satyryczne wąsy, a twarze są pomazane lub przekreślone.
Tak oryginalny akt wyborczego wandalizmu zdarza się jednak dość rzadko. Poseł Arkadiusz Myrcha z KO został wycięty ze swojego billboardu.
Jeśli komuś bardzo zależy na posiadaniu moich banerów, plakatów, zdjęć, zachęcam do kontaktu. A teraz poważnie. Spray, farby, flamastry. W różny sposób były niszczone moje banery. Jednak wycięcie całej sylwetki chyba pierwszy raz. Nie powstrzymacie nas. Dołożę pięć kolejnych - napisał na Facebooku parlamentarzysta.
Widok zniszczonego baneru jest rzeczywiście dość osobliwy. Postanowiliśmy poprosić posła Myrchę o komentarz do zdarzenia. Toruński polityk nie zamierza zgłaszać sprawy. - Nie chce mi się, za dużo jest tego typu sytuacji - mówi Myrcha w rozmowie z o2.pl.
Lider toruńskiej listy Koalicji Obywatelskiej wskazuje jednocześnie, że nie uważa, aby atak na jego wizerunek był zwykłym aktem wandalizmu.
Myślę, że to forma zniechęcenia mnie do działania. Zdecydowanie to nie jest akt wandalizmu. Taki jest zwykle jednorazowy i nie ma emocjonalnego związku ze zniszczonym przedmiotem. Tutaj dochodzi do regularnego dewastowania moich materiałów - dodaje Myrcha.
Czytaj także: "Komnata dla dziecka". Abp Jędraszewski mówi o kobietach
Jednocześnie słyszymy, co poseł powiedziałby osobie, która niszczy jego banery.
Gdybym spotkał takiego człowieka, to - trochę jak małemu dziecku - wytłumaczyłbym, co oznacza niszczenie cudzej wartości. Nie widzę innego rozwiązania - przekazał parlamentarzysta w rozmowie z o2.pl