Nowy rząd czeka dużo pracy w kontekście formowania bezpieczeństwa RP. Choć np. były szef MON z czasów PO, Tomasz Siemoniak, zapowiadał raczej ewolucję, niż rewolucję, to niektóre zmiany wymagają współpracy z prezydentem. A ta nie będzie szczególnie łatwa.
Mowa tu nie tylko o wyzwaniach wewnętrznych, ale także zewnętrznych. Bezpieczeństwo nie koncentruje się bowiem tylko na wojsku, policji i służbach specjalnych, ale także na pozycji w międzynarodowych organizacjach, takich jak ONZ, NATO czy Unia Europejska. Oraz na relacjach z sąsiadami i sojusznikami. Tu można upatrywać pierwszego problemu.
Spróbujmy zatem dokonać przeglądu tych wyzwań. Ocenić, gdzie następcy Mariusza Błaszczaka, Mariusza Kamińskiego i Zbigniewa Raua mogą spodziewać się kłopotów przy przejęciu władzy. Bo nawet kiedy nowi ministrowie obejmą resorty, ich władza nie będzie nieograniczona.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po pierwsze: dowódcy
W środę o2.pl opisywało reakcje żołnierzy i wojskowych na wyniki wyborów. Wszyscy nasi rozmówcy jednogłośnie podkreślali, że nowy minister obrony narodowej będzie musiał współpracować z najwyższymi dowódcami wybranymi przez polityków PiS. I będzie musiał akceptować ich pomysły, wizje i oczekiwania kształtu sił zbrojnych.
10 października gen. Wiesław Kukuła został powołany na stanowisko Szefa Sztabu Generalnego. Gen. Maciej Klisz został nowym Dowódcą Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych. Nie ma jeszcze nowego Dowódcy Generalnego, jednak PiS zapewne przyspieszy ze wskazaniem go po wyborach.
Kadencja każdego z nich trwa trzy lata, powołuje ich prezydent RP. Niezależnie kto będzie ministrem obrony, będzie musiał albo dogadać się z zastanymi dowódcami, albo z prezydentem, jeśli będzie myślał o ich zmianie. A to przekłada się na kolejny problem.
Po drugie: kształt i struktura
Ustami prezydenta Dudy PiS zapowiedziało reformę systemu kierowania i dowodzenia armią. Zakładała ona powiększanie armii (minister Błaszczak mówił o nawet 300 tys. żołnierzy), zwiększenie roli Sztabu Generalnego i pogłębianie współpracy z NATO. Oprócz samych dowódców, kolejny rząd dostanie też w spadku dyskusję nad kształtem i strukturą armii.
PiS chce ją zwiększać, prowadzi gwałtowną modernizację technologiczną i stawia na bezpieczeństwo jako wartość nadrzędną. Zapowiadane zmiany jednak albo pozostają na papierze, jak wspomniane wyżej 300 tys. żołnierzy, albo są dokonywane na kredyt, jak zakupy zbrojeniowe.
Powstanie nowego rządu będzie oznaczało jeśli nie anulowanie, to przynajmniej audyt i urealnienie tych planów. Swoje do powiedzenia będzie miał minister finansów, a nawet jeśli środki się znajdą, to nie wiadomo jak zachowa się zwierzchnik sił zbrojnych, czyli prezydent. Może więc powstać niewygodny i groźny klincz.
Po trzecie: kontrakty i zakupy
PiS pokazał, że zerwać można nawet podpisany kontrakt zbrojeniowy. Tak było w przypadku zakupu śmigłowców wielozadaniowych Caracal. Kosztowało to Polskę dziesiątki milionów złotych z tytułu kar umownych. Obecnie Polska jest zaangażowana w przetargi o wiele większe i droższe. Z niektórych wycofać się po prostu nie da. Należą do nich np. przetarg na system obrony powietrznej Patriot, czołgi Abrams, koreańskie czołgi K2 czy samoloty F-35.
Nie chodzi w tym wypadku nawet o kary umowne. W niektórych przypadkach rozpoczęły się już dostawy (system Patriot) czy szkolenia (czołgi Abrams czy śmigłowce Apache). Tego zablokować się nie da. I mimo zapowiedzi polityków opozycji, że Polska powinna wejść np. w europejski system obrony powietrznej, jest na to za późno. Pozostaje mieć nadzieję, że nie zastopowany zostanie program budowy fregat "Miecznik", a nowe władze nie zapomną także o okrętach podwodnych z programu "Orka".
Po czwarte: nakłady na obronę
Jakby nie majstrować przy budżecie, tego zmienić się zwyczajnie nie da. PiS wielokrotnie chwalił się podnoszeniem wydatków na obronność. W części podyktowane jest to wymogami NATO. Jeśli jednak PKB i inne wskaźniki gospodarcze będą szły w górę, to powinny iść w górę także procentowe nakłady na obronę narodową. Być może nie sięgną zapowiadanych przez Jarosława Kaczyńskiego 5 proc., ale obniżenie ich nie wchodzi w grę.
Po piąte: kompromisy w służbach
Nawet jeśli następny szef MON wymieni szefów wojskowych służb specjalnych, to nie oznacza to wymiany kadr. A w każdym razie - nie całkowitą. "Opcja zerowa" czyli zwolnienie wszystkich i budowanie służb od nowa zwyczajnie nie wchodzi w grę. Nie w czasie wojny w Ukrainie i zwiększonego zagrożenia ze strony Rosji. Zatem trzeba będzie iść na kompromisy.
A nie skończy się tylko na wymianie szefów czy ich szefów. Każdy nowy szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) i Służby Wywiadu Wojskowego (SWW) będzie musiał niemal na nowo "ułożyć sobie" służbę. Dobrać nie tylko kadry, lecz także właściwych wykonawców. A w sytuacji wojny za naszą wschodnią granicą, każdy błąd w tym zakresie może być niezwykle kosztowny. Nie tylko dla służby, ale dla całego państwa.
Nawet jeśli służby będą ratować się ściągając z emerytur oficerów wyrzuconych przez PiS, ktoś będzie musiał wykonywać zwykłą, codzienną służbę. Zabezpieczać kontrwywiadowczo jednostki wojskowe, spółki zajmujące się produkcją i serwisowaniem sprzętu wojskowego (jak PGZ), instytucje centralne jak MON czy Sztab Generalny. Wreszcie, musi się odbywać także służba wywiadowcza.
Ktoś musi wydawać rozkazy, a ktoś inny wykonywać je. Zatem nawet jeśli dany żołnierz trafił do służby w czasie władzy PiS i nowi przełożeni nie będą mu przychylni, to będą musieli zaufać mu w stopniu umożliwiającym wykonywanie obowiązków. Także akceptując to, że nie zawsze będą grać do politycznie jednej bramki.
System kształcenia nowych adeptów, mogących zasilić szeregi SKW i SWW jest zwyczajnie mało wydolny, a nikt nie zaryzykuje rzucenia świeżo upieczonych absolwentów ośrodków w Skierniewicach i Janówku przeciwko doświadczonym i zazwyczaj pracującym na kierunku polskim przeciwnikom z Rosji czy Białorusi.
Po szóste: rola prezydenta
To prawdopodobnie największe wyzwanie. PiS scedowało część obowiązków w zakresie prowadzenia polityki międzynarodowej na Andrzeja Dudę. Prezydent ma dobre stosunki ze swoim odpowiednikiem z Ukrainy, przynajmniej poprawne także z prezydentem Joe Bidenem, jest "twarzą" Polski na forum ONZ i przede wszystkim NATO. Trudno oczekiwać, by z nich zrezygnował.
Trzeba pamiętać, że Andrzej Duda jest także zwierzchnikiem sił zbrojnych. To on zatwierdza ustawy związane z tematyką bezpieczeństwa, więc nowy rząd będzie musiał ułożyć sobie z nim stosunki w tym zakresie. Bez podpisu Andrzeja Dudy nie da się powołać nowych generałów.
Oczywiście można sobie wyobrazić sytuację, w której dywizjami i brygadami dowodzą, choćby czasowo, pułkownicy, ale byłaby to sytuacja nadzwyczajna i wystawiająca państwo na pośmiewisko. Obie strony - nowy rząd i prezydent - będą więc musiały wypracować formułę współpracy. Dla dobra funkcjonowania kraju i jego bezpieczeństwa. Oby formuła ta została wypracowana jak najszybciej. Choćby za pośrednictwem Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.