Esther Dingley zaginęła 22 listopada podczas wędrówki po Pirenejach. Dopiero w ubiegłym miesiącu udało się znaleźć fragment czaszki w jednej z przełęczy. Badania potwierdziły, że szczątki należały do 37-latki.
Niestety nie znaleziono ani reszty ciała, ani rzeczy osobistych kobiety. Miała przy sobie ekwipunek niezbędny dla wspinaczy górskich. Sprzęt został wykonany z trwałych, kolorowych materiałów i można by oczekiwać, że utrzyma się w dobrym stanie pomimo wielomiesięcznej ekspozycji na żywioły. Jedna po charakterystycznym żółtym namiocie i czerwonym plecaku nie było ani śladu.
Powstały więc teorie o tym, że Esther nie zginęła przypadkiem. Christophe Amunzateguy, francuski prokurator prowadzący śledztwo, powiedział, że śledczy nie wykluczają żadnych teorii dotyczących przyczyny śmierci. Jak donosi Daily Mail, brytyjska policja przyznała oficjalnie, że Esther mogła zostać zamordowana.
Czytaj także: Zero litości. Obcokrajowiec skazany na śmierć w Chinach
Ani chłopak kobiety, ani jej matka nie chcieli wierzyć w to, że śmierć była spowodowana przypadkiem. Esther była doświadczoną turystką, która sama wybrała sobie trasę wspinaczki. Dan Colegate, partner zaginionej napisał dla policji 23-stronnicowy plan wycieczki Esther. W oparciu o swoje doświadczenie i znajomość ukochanej przeanalizował wszelkie opcje możliwych zmian planów.
Gdy tylko dowiedział się o tym, gdzie znaleziono czaszkę 37-latki, sam ruszył do Francji, gdzie postanowił poszukać reszty ciała. 9 sierpnia poinformował, że znalazł szczątki ukochanej i jej rzeczy osobiste. Znajdowało się niedaleko miejsca, gdzie odkryto jej czaszkę.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.