Po roku trudno rozpoznać Wuhan. Dawne epicentrum pandemii koronawirusa i "miasto duchów" znowu stało się tętniącą życiem metropolią. Niedawno otwarte nocne kluby pękają w szwach, młodzi ludzie próbują nadrobić czas spędzony na kwarantannie. Mało kto nosi maskę.
Po doświadczeniu pierwszej fali epidemii w Wuhan, a następnie wyzwolenia, czuję się, jakbym dostał drugie życie – powiedział agencji Reutera Zhang Qiong bawiący się w jednym z klubów.
W mieście nie wykryto koronawirusa od maja. W styczniu Wuhan zostało praktycznie zamknięte, po tym jak w zawrotnym tempie rosła liczba zgonów spowodowanych koronawirusem.
Przez 11 tygodni mieszkańcy byli zamknięci w swoich domach. Nie mogli podróżować poza Wuhan, wojskowe blokady drogowe uniemożliwiały wjazd i wyjazd z miasta.
Władze zaczęły znosić ograniczenia w marcu, wtedy ponownie otwarto centra handlowe, ruszył znowu transport publiczny. Lockdown oficjalnie zniesiono w kwietniu, ale wrócił na krótko w maju po nagłym wzroście liczby zakażeń, który jednak udało się dosyć szybko opanować.
Oficjalnie w Wuhan koronawirus zabił 3 tys. osób. Nieoficjalnie mieszkańcy miasta sugerują, że władze zaniżyły statystyki i ofiar było znacznie więcej.