Do niecodziennej pomyłki doszło w jednym z bloków na Pradze-Południe.
Po tym, jak pan Witold wszedł do mieszkania i zastał w nim ślady włamania natychmiast zgłosił sprawę policji. Okazało się jednak, że w zdemolowanym pod nieobecność mężczyzny mieszkaniu wcale nie doszło do włamania.
Czytaj także: Tragiczny finał poszukiwań. Nie żyje młody mężczyzna
Po dwóch dniach nieobecności wróciłem do mieszkania. Jak wszedłem uderzyło we mnie potworne zimno. Myślałem, że to awaria grzejników, ale jak zajrzałem do sypialni to włos mi się zjeżył na głowie – opowiada w rozmowie z "Super Expressem" pan Witold.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I dodaje, że już po tym, jak sprawę przejęła policja od sąsiada dowiedział się, że nie byli to włamywacze, a strażacy bo jeden z sąsiadem widział całe zajście.
Czytaj także: Pożar w restauracji na Krupówkach. Płomienie zauważył strażak wypoczywający w Zakopanem
Strażacy szukali w moim mieszkaniu 93-letniej staruszki potrzebującej pomocy. Sęk w tym, że żadna taka osoba ze mną nie mieszka - mówi na łamach se.pl poszkodowany senior.
Okazało się też, że siłowego wejścia do mieszkania strażacy dokonali na polecenie policji. - Ustaliliśmy najlepszą drogę dojścia do mieszkania, czyli taką, która powoduje jak najmniejsze straty - tłumaczył w rozmowie z se.pl mł. bryg. Artur Laudy, oficer prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej.
Zgłoszenie o włamaniu zostało umorzone, a na odpowiedź o to, czy policja w związku z pomyłką poniesie koszty naprawy okna trzeba jeszcze poczekać.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.