Dramat na Wyspach. Siódmego sierpnia w domu w Essex 10-letnia Maisie Gooderham narzekała na ból głowy.
Mamo, nie czuję się dobrze - powiedziała w pewnym momencie dziewczynka.
Chwilę później upadła na ziemię. Na miejscu interweniowało pogotowie ratunkowe. Dziewczynka od razu trafiła do szpitala Addenbrooke w Cambridge. Diagnoza, którą usłyszeli rodzice, była ciężka do zrozumienia.
Przeczytaj także: Szczepionka na koronawirusa. Nowe szczegóły dotyczą dzieci
Nic nie wskazywało, że dziewczynka jest ciężko chora. Okazało się, że ma tętniaka mózgu. Ten spowodował urazowe krwawienie po pęknięciu ściany naczynia krwionośnego. Lekarze porównali go do tykającej bomby. Niestety przypadek Maisie był bardzo ciężki.
Przeczytaj także: Szczepionka na koronawirusa. Cena może być straszna. Eksperci alarmują
Lekarzom nie udało się uratować dziewczynki. Maisie spędziła w szpitalu dwa tygodnie. Życie 10-latki podtrzymywała aparatura. Rodzice podjęli wraz z medykami najtrudniejszą decyzję. Nie było szans, aby ich córka przeżyła. Spędzili z nią ostatni dzień i noc, po czym lekarze odłączyli aparaturę.
Po tym, jak zdecydowaliśmy się wyjąć rurkę, mogliśmy zostać z nią na noc. Pozwolili mi położyć się z nią do łóżka. [...] Dali jej jak najwięcej czasu. Pomalowaliśmy jej ręce i stopy oraz pobraliśmy odciski. Wzięliśmy kosmyki jej włosów i odciski palców - opowiadają rodzie.
Przeczytaj także: Mówi, że wyzdrowiał z COVID-19, ale... Naukowcy alarmują
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.