O sprawie pisze "Daily Star". 70-letni David M. Flaget był dozorcą majątku dziadka kanibala. We wrześniu 2021 roku zaniepokojona rodzina zgłosiła na policję zaginięcie seniora. Mundurowi rozpoczęli poszukiwania. W końcu trafili na makabryczne znalezisko. Zmasakrowane ciało staruszka znajdowało się w jego własnej ciężarówce.
Czytaj więcej: To koniec. Sławomir i Kajra stracili pracę!
Sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna zmarł na skutek urazu głowy i szyi od narzędzia tępokrawędzistego. Na jaw wyszło też, że ofiara miała odcięte kawałki ciała. Podejrzenia szybko padły na 40-latka, który jako jedyny mieszkał w pobliżu ukrycia ciała nieboszczyka.
Zamordował 70-letniego dozorcę, a następnie go zjadł
Morderca nie zdążył nawet ukryć śladów zbrodni. W jego domu mundurowi mieli znaleźć duże ilości krwi, także w mikrofalówce oraz naczyniach. Przeprowadzono badania DNA, które udowodniły, że to materiał genetyczny 70-latka. Niedługo potem kanibal przyznał się, że pozbawił życia seniora.
Funkcjonariuszom powiedział, iż liczył na to, że spożycie mięsa z człowieka "uleczy jego mózg". Teraz zapadł wyrok na zabójcę. Otrzymał on karę dożywotniego więzienia bez możliwości starania się o przedterminowe zwolnienie. Resztę swojego życia spędzi za więziennymi kratami. Chodzi o ochronę społeczeństwa.
Choroba psychiczna oskarżonego jest z jednej strony okolicznością łagodzącą, ale z drugiej przemawia za surowym wyrokiem. Nie ma innej możliwości, by zabezpieczyć przed tym człowiekiem społeczeństwo - dodała sędzia Buchanan.
Morderca przeprosił w sądzie za swój bestialski czyn. Wyznał, że żałuje, iż nie ma technologii, która pozwoliłaby przywrócić jego ofiarę do życia.