O niezwykłej historii 34-letniego Lukasa McClisha z Kalifornii informuje CNN. Amerykanin wybrał się w wędrówkę po Boulder Creek, w górach Santa Cruz na terenie San Francisco wzdłuż wybrzeża Oceanu Spokojnego. 34-latek zgubił się, ponieważ niedawne pożary strawiły sporą część terenu i być może zgubił orientację w terenie.
Czytaj więcej: Upał zabija podczas hadżdżu. Zmarło ponad 1300 osób
Rodzina zgłosiła jego zaginięcie 16 czerwca, pięć dni po tym, jak nie pojawił się na rodzinnej kolacji organizowanej z okazji Dnia Ojca. Ostatecznie odnaleziono go 20 czerwca dzięki dronowi z biura szeryfa w Santa Cruz. Bezzałogowca wystrzelono, by zlokalizować odgłosy. Świadkowie donosili, że słyszą bezsilne wołanie o pomoc.
McClisha znaleziono w Big Basin Redwoods State Park – najstarszym parku stanowym w Kalifornii i jednocześnie będącym domem dla największego drzewostanu starożytnych sekwoi przybrzeżnych. Na jego terenie są też liczne bagna, żyją tam rysie, lisy, jelenie, kojoty, kuguary, oposy i jeden z najbardziej niebezpiecznych węży - grzechotnik pacyficzny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jadł dzikie jagody i pił wodę ze strumieni
Mężczyznę odnaleziono żywego. Świadkowie wielokrotnie słyszeli wołanie o pomoc. Turysta zdradził, że z domu wyszedł mając jedną parę spodnie, butów i czapkę. Wziął ze sobą latarkę i składane nożyczki.
CNN donosi, że McClish przeżył, poniewał pił wodę ze strumieniu i wodospadów... prosto z buta. Co ciekawe, pilnował, aby codziennie wypić co najmniej 3 litry. Ponadto jadł też dzikie jagody. "Łóżko" miał dzięki mokrym liściom. Po przebadaniu przez służby medyczne okazało się, 34-latek nie odnióśł żadnych obrażeń.
Mężczyzna w rozmowie z mediami żartował, że ma dość przebywania na świeżym powietrzu oraz wędrówek prawdopodobnie do końca roku.
Czytaj więcej: Koniec wakacyjnego raju Polaków? Ludzie będą załamani
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.