Do zdrobni dochodziło w jednym z chińskich szpitali w Huaiyuan. Szanowani lekarze kradli organy od pacjentów po wypadkach lub z poważnymi uszkodzeniami mózgu. Dokonywali przeszczepów, za które dostawali ogromne pieniądze. Działali jak gang - piszą media.
Rodziny pacjentów podpisywały fałszywe zgody na oddanie organów. Później okazywało się, że nie miały one żadnej wartości prawnej, a lekarze zarabiali na nielegalnych przeszczepach. Jak informuje "Guardian", prawdę odkrył syn zmarłej pacjentki.
Czytaj także: Agnieszka Włodarczyk i Robert Karaś szczęśliwi na emigracji. Mistrz rozpieszcza gwiazdę
By zgoda na oddanie organów była ważna w Chinach, przy podpisaniu papierów musi być przedstawiciel Czerwonego Krzyża. Później nazwisko dawcy pojawia się w oficjalnym rejestrze. Syn zmarłej pacjentki zorientował się, że nazwiska jego matki nie ma na liście. Zwrócił się do lekarzy, którzy pobierali jej organy. Okazało się, że jeden z jego kuzynów przyjął zapłatę w wysokości 200 000 juanów (ponad 113 tys. zł) za oddanie narządów.
Wychodzi na to, że lekarze musieli przyjąć jeszcze większe sumy za podjęcie się nielegalnego przeszczepu. W latach 2017-2018 dokonano 11 takich operacji. Sprawa trafiła do sądu.
W proceder było zaangażowanych sześć osób. Dwóch lekarzy i cztery osoby odpowiadające za inne kwestie związane z organizacją nielegalnych przeszczepów. "Guardian" informuje, że zostali skazani na dwa lata więzienia.
Przeszczepy są prawdziwym problemem w Chinach. Jedynie 5 proc. osób, które potrzebują narządów, będzie mogło liczyć na operację. Rząd próbuje namawiać naród na podpisywanie dobrowolnych darowizn, jednak to wciąż zbyt mało. Dlatego "czarny rynek transplantologii" kwitnie.