Do ataku na duchownego doszło w niedzielę rano we Wrocławiu, gdy ksiądz Adrian wracał na plebanię z klasztoru Sióstr Albertynek. Jest on zlokalizowany jest niedaleko kościoła parafialnego pw. św. Maurycego w centrum tego miasta.
Duchowny przystanął przed przejściem dla pieszych. Nagle poczuł silny ból z tyłu głowy. Ksiądz odwrócił się i ujrzał ok. 30-letniego mężczyznę, który od razu wyprowadził kolejny cios, rzucając przy tym przekleństwami i wyzwiskami.
Jak opowiada ks. Adrian magazynowi "Gość Niedzielny", od agresora usłyszał także wiele niecenzuralnych wyzwisk. Według relacji duchownego agresor nie dawał za wygraną, szarpał księdza, a nawet wyrwał mu koloratkę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Byłem w sutannie. Przystanąłem na światłach i wtedy poczułem mocne uderzenie w tył głowy. Zobaczyłem wytatuowanego mężczyznę, mniej więcej w moim wieku. Zaczął mnie wyzywać i grozić mi, że mnie znów uderzy - tłumaczy ksiądz.
Ofierze pomogli pasażerowie tramwaju, którzy zareagowali na przemoc. Mężczyzna został obezwładniony. Wezwano policję oraz pogotowie ratunkowe.
Hejt na księży? Rzecznik zabrał głos
Rafał Kowalski, rzecznik Archidiecezji Wrocławskiej wytłumaczył, że w przypadku księdza Adriana skończyło się na guzie i połamanych okularach. Jego zdaniem do tego wszystkiego przyczynił się hejt w internecie.
Kiedy ks. Irka zaatakowano nożem, mówiłem, że po raz kolejny boleśnie przekonujemy się, że przyzwalanie na hejt i język nienawiści może przynieść tragiczne skutki. Od słów jest bardzo blisko do czynów. Czy tym razem wyciągniemy w końcu wnioski? To pytanie jest wciąż aktualne - zastanawia się rzecznik dla "Gazety Wyborczej".