Tecławowie potrzebowali środków na remont domu. W związku z tym zdecydowali się zaciągnąć pożyczkę u osoby, która oferowała takie wsparcie tym, którzy nie mają zdolności kredytowej.
Małżeństwo relacjonuje w programie "Alarm!" emitowanym na TVP1, że pożyczka wyniosła 30 tys. zł. Ustalono wysokość raty na 500 zł miesięcznie. W umowie znalazła się jednak kwota 2500 zł.
Marcin W. uspokajał, że raty będą takie, jak ustalono w formie ustnej. Stało się oczywiście inaczej.
Chciał po 2500 zł. Skąd? To już był koniec. Nie mogłam sobie poradzić - mówi pani Krystyna Tecław w TVP1.
Dramat. Trafili na bruk...
Kilka miesięcy po zaciągnięciu pożyczki Tecławowie trafili na bruk. Okazało się bowiem, że... w umowie pojawił się zapis o przekazaniu Marcinowi W. całego gospodarstwa wartego w 2011 roku 160 tys. zł! Wystarczyło niespłacenie dwóch rat.
To nie mój klient oszukał, tylko go próbowano oszukać. Mój klient po prostu skorzystał z zabezpieczenia - przyznaje Marcin Lewandowski, adwokat Marcina W. w TVP1.
Słowem, co innego znalazło się w umowie, a co innego obiecał biznesmen. Na tę sztuczkę nabrały się również inne osoby.
Prokuratorzy przedstawili już Marcinowi W. zarzuty oszustwa i lichwy. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.
Sprawa miała miejsce w 2011 roku. Do dziś nie zapadły rozstrzygnięcia sądowe. Byli rolnicy żyją w wynajmowanym, dwunastometrowym pokoju.
Żal mi tego wszystkiego. To było moje, otrzymane od rodziców w formie darowizny - wspomina ze łzami w oczach pani Krystyna.
Wątpliwości budzi też postępowanie notariusza. Według zaprezentowanych informacji w TVP1, umowa nie była udostępniona zainteresowanym do wglądu, a jedynie została odczytana.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.