Siły Zbrojne Ukrainy dzielnie stawiają opór rosyjskiej agresji, ale czasem nie muszą wiele robić, by wyeliminować okupantów. Ci skutecznie zabijają sami siebie. Czterech żołnierzy z Rosji nie żyje, bo bawili się granatami po pijanemu i doprowadzili do eksplozji wewnątrz jednego z bunkrów za linią frontu. Kilku kolejnych jest ciężko rannych.
Ukraińcy mogą się cieszyć, bo kolejnych czterech najeźdźców kończy inwazję w czarnych workach i z dala od Kijowa. A przecież "druga armia świata" miała zdobyć Kijów w trzy dni i podporządkować sobie Ukrainę. Jak się okazuje, nie potrafi jednak zadbać o porządek nawet we własnych szeregach. I znów doszło do tragedii.
A przecież od początku wojny życie straciło już 341 500 rosyjskich żołnierzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W sieci pojawiło się nagranie, przedstawiające ogrom zniszczeń, którego dokonali rosyjscy żołnierze we własnym bunkrze. Jest mnóstwo krwi, cztery trupy i cała grupa ciężko rannych "mobików", którzy nie będą już zdolni do walki. To efekt braku właściwych procedur bezpieczeństwa i pijaństwa, które jest cechą charakterystyczną armii Putina.
Prezydent Rosji stworzył i wysłał na front armię przestępców, pijaków oraz niewolników.
To już kolejna taka tragedia za linią frontu. Rosjanie rozbijali już po pijanemu swoje pojazdy, tracili cenny sprzęt i sami wysadzali go w powietrze. Kilka razy dochodziło między ich jednostkami do bijatyk oraz strzelanin, w których ginęli żołnierze oraz dowódcy. Teraz udowodnili, że potrafią zdetonować granat w bunkrze pełnym ludzi.
Tak właśnie wygląda dziś "druga armia świata". Nic dodać i nic ująć zarazem.
"W naszej armii nie ma szacunku dla życia żołnierzy, nie ma szacunku dla nas. Nasz dowódca groził, że nas zabije, jeśli nie pójdziemy do ataku. Każdemu to powtarzał" - opowiadał niedawno schwytany na froncie Rosjanin. Był przekonany, że Ukraińcy go zastrzelą, a ci dali mu wodę i wzięli do niewoli. Okupanci jeńców zabijają bez litości.
Dowódcy za nic mają ich życie i zdrowie, a armia nie potrafi zadbać nawet o podstawowe wyposażenie. Rosjanin przyznał, że musiał sobie sam kupić hełm, dostał w przydziale mundur oraz naszywki z literką "Z", a chroniącego głowę hełmu już nie. Brakuje sprzętu, żołnierze są zdemotywowani i fatalnie wyszkoleni. To nic nowego.
A dowódcy ślą ich w bój na rzeź, bo wierzą, że tzw. "mięsne szturmy" dadzą na froncie sukces. I jak tu się dziwić, że czasem lepiej popełnić samobójstwo, niż ruszyć na front?