Do tragicznego zdarzenia doszło 17 czerwca 2020 roku. Katarzyna i Paweł byli już separacji, mieszkali osobno. Mąż już wcześniej miał znęcać się nad kobietą, dostał zakaz zbliżania się do niej.
Fatalnego dnia Katarzyna wybrała się z najmłodszymi dziećmi - 5-letnim Dawidem i 7-letnią Laurą oraz swoją koleżanką na działkę w Sierakowie Słupskim. Najstarsza córka kobiety z poprzedniego związku, 10-letnia Agata, została w domu.
Czytaj także: Tragedia na planie filmowym. Popularny aktor cały czas płakał. Przypadkiem ją zastrzelił
Brutalne morderstwo na działce
Paweł S. również pojawił się na działce, rzekomo chcąc omówić z żoną temat rozwodu. Kupił alkohol i jedzenie na grilla, bawił się z dziećmi. Nikt nie spodziewał się, że za chwilę dojdzie do tragedii.
W pewnej chwili 38-latek w przypływie gniewu chwycił za siekierę. – Rzucił się na Kasię, uderzył ją w głowę. A potem... rozharatał plecy, tak że złamał jej kręgosłup – powiedziała "Faktowi" znajoma rodziny. Wszystko widziały dzieci.
Kobieta walczyła o życie w szpitalu przez pięć dni. Niestety obrażenia były zbyt poważne. Katarzyna S. zmarła. Dzieci były wstrząśnięte. - Mamę boli i śpi na działce – miał powtarzać jeszcze długo po jej śmierci mały Dawidek.
Paweł S. został zatrzymany i oskarżony o zabójstwo. Przed sądem przyznał się do winy. Zalewał się łzami, przekonywał, że nie chciał zabić byłej partnerki. Nie chciał też oglądać zdjęć z miejsca zbrodni ani o niej słuchać.
Sąd zaostrzył wyrok
Sąd skazał go wówczas na 25 lat pozbawienia wolności. Wyrok jednak był nieprawomocny. W piątek 22 października Sąd Apelacyjny w Gdańsku zaostrzył wyrok i skazał zabójcę na dożywocie. Wyrok jest prawomocny.
Sędzia Wojciech Andruszkiewicz stwierdził, że wbrew słowom obrońcy zachowanie oskarżonego nie miało cech zbrodni w afekcie. Na wieść o wyroku Paweł S. zaniósł się płaczem, dostał spazmów - relacjonuje "Fakt".
- Sam oskarżony przed uderzeniem podszedł do żony i powiedział: to teraz koniec z tobą. Już w tym wysłowił zamiar. Uderzenie jest silne. (...) Zamiar był niewątpliwy, zamiar był bezpośredni - argumentował w piątek 22 października sędzia Andruszkiewicz.
"Mama, ała..."
Sposób pozbawienia życia żony, sposób zadania śmierci są okrutne. To jedno uderzenie w kręgosłup wystarczyłoby, żeby uśmiercić żonę. To mimo to oskarżony leżącej kobiecie zadał kolejne ciosy w głowę, nogę i rękę. Nie zważał, że na tej działce są znajomi, a przede wszystkim dzieci, małe dzieci. I ta reakcja dziecka małego, które podeszło do mamy, podniosło koszulkę i powiedziało: mama, ała... Oskarżony wykazał się brakiem empatii. Nie zważając na okoliczności dokonał tak okrutnej zbrodni na oczach swoich własnych dzieci - kontynuował sędzia.