Mieszkańcy Sztokholmu, zaniepokojeni brakiem bezpieczeństwa, organizują nocne patrole m.in. w dzielnicy Skarholmen, gdzie 12 kwietnia został zastrzelony 39-letni Polak.
Straż sąsiedzka (znana jako Nattvandring) działa od dawna, gdyż mieszkańcy tracą wiarę w pomoc państwa. Ich celem jest dać poczucie bezpieczeństwa, szczególnie po tak tragicznym wydarzeniu. Pomimo że nie są policją, chcą działać prewencyjnie i jednoczyć społeczność.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Grace, jedna z organizatorek, która od urodzenia mieszka w dzielnicy Sztokholmu, mówi w rozmowie z "Faktem", że "nie pamięta już, jak to jest czuć się bezpiecznie" oraz, że problem ten dotyczy społeczeństwa jako całości, a nie jednostek.
Sprawdź również: Zabójstwo Polaka w Szwecji. Policja zatrzymała dwie osoby
Mam dwoje dzieci, dwóch synów, o których bardzo się boję. Jeden z chłopców jest w wieku syna Michała [12 lat - przyp. red.], chodzimy na ten sam basen, w tych samych godzinach. Tak, boję się, że takie strzelaniny się powtórzą, gdy po prostu będziemy przechodzić. Bo takie rzeczy teraz się dzieją. Wcześniej tak nie było - mówi Grace, w rozmowie z "Faktem".
Mimo pesymizmu co do działań politycznych, kobieta widzi nadzieję w zaangażowaniu społecznym i wierzy, że wspólnymi siłami mogą coś zmienić na lepsze, działając prewencyjnie przez cały czas:
Musimy zrozumieć, że to problem na poziomie społeczeństwa, nie jednostek. Sami sobie z tym nie poradzimy. Musimy się zebrać. Sama nic nie zdołam zrobić, nikt nie zdoła. Musimy uwierzyć w naszą siłę, że możemy coś zmienić — podkreśla Szwedka.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.