22 marca doszło do krwawego zamachu na salę koncertową Crocus City Hall w Krasnogorsku pod Moskwą. Uzbrojeni mężczyźni weszli na teren hali pełnej ludzi, oddali strzały i rozniecili pożar. Do ataku przyznało się Państwo Islamskie. Czterej podejrzani sprawcy zostali aresztowani.
W ataku zginęło co najmniej 140 osób, a ponad 180 zostało rannych. Skala tragedii wstrząsnęła nie tylko Rosją, ale i całym światem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Słyszeliśmy tylko serie z karabinów maszynowych"
Oksana Maszukowa wraz z załogą karetki pogotowia, około godz. 20, otrzymała wiadomość od dyspozytora: "W Crocus City Hall była strzelanina". Cztery minuty później była już na miejscu. Oksana była jedną z pierwszych lekarek, która znalazła się pod salą koncertową. O swoich przeżyciach opowiedziała portalowi "Baza".
Gdy zbliżyliśmy się do wejścia, zobaczyliśmy biegnący tłum. Wszyscy machali rękami. Słyszeliśmy tylko serie z karabinów maszynowych. [...] W tym czasie na ulicach było wiele ofiar, niektóre dosłownie rzucały się pod koła. Ludzie pędzili do nas, każdy potrzebował pomocy - relacjonuje Oksana Maszukowa.
W takich sytuacjach liczą się minuty. Dlatego ratownicy medyczni musieli szybko opatrywać rannych, a osoby w ciężkim stanie przewozili do szpitali.
Zgraliśmy wszystko w czasie. Przyjechaliśmy, udzieliliśmy pomocy, dotarliśmy do szpitala i z powrotem. Aż w Crocus Hall City nie było już ludzi, którzy potrzebowali pomocy - powiedziała lekarka.
Czytaj także: Rosjanie zatrzymali jej syna. "On nie jest terrorystą"
W środku wciąż czuje pustkę
Ratowniczka medyczna przyznała, że choć zrozumiała, do jakiej tragedii doszło, to jednak wciąż nie może w to uwierzyć.
Dopiero po zmianie zdałem sobie sprawę, co tak naprawdę się stało. To jest po prostu niemożliwe do zrozumienia. Ani siła fizyczna, ani psychiczna nie wystarczą. W środku jest pustka - opowiedziała Oksana Maszukowa.
Podobnie się czują jej znajomi z pracy. Wyjawiła, że dzień po tragedii, ratownicy i lekarze płakali bez przerwy. Jednak powoli wracają do zdrowia, starają się trzymać razem oraz wzajemnie wspierać. Oksana przyznała, że zarówno ona, jak i inni ratownicy, wciąż mają kontakt z osobami, które uratowali z sali koncertowej.
Staramy się mieć oko na naszych "podopiecznych". Ilekroć idzie ktoś do szpitala, staram się dowiedzieć od kolegów, w jakim stanie się znajduje. Wielu z nich zostało wypisanych do domu, z czego bardzo się cieszę - wyjaśniła lekarka.
Czytaj także: Łukaszenka przy granicy z Litwą. "Będziesz musiał stawić czoła krajom bałtyckim oraz części Polski"
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.