W ciągu 50 lat kapłaństwa ksiądz Eugeniusz Surgent mógł skrzywdzić kilkadziesiąt dzieci. Przenoszony z parafii do parafii, nawet po odsiedzeniu wyroku więzienia, na jaki został skazany w latach 70. za molestowanie chłopców w parafii Kiczora, wciąż pracował w duszpasterstwie.
Dziennikarze Rzeczpospolitej powołując się na dokumenty IPN dowodzą, że pracując w diecezjach pomorskich miał nadal wykorzystywać dzieci. Wiedziały o tym organy ścigania, natomiast parafie zatrudniające duchownego zapewniają, że o wyroku skazującym nie miały pojęcia.
Czytaj także: Złapali pijanego księdza. Tak się tłumaczył
Ksiądz Eugeniusz Surgent przez kilkadziesiąt lat molestował chłopców w parafiach od Małopolski po Zachodniopomorskie. Mógł to robić, choć jego przestępstwa nie były tajemnicą dla biskupów. Wiedziała o nich także SB, ale uznała, że zdemoralizowany duchowny najbardziej zaszkodzi Kościołowi, jeśli pozwoli mu się grasować - pisali dziennikarze Rzeczpospolitej w tekście sprzed tygodnia.
Po publikacji materiału Rzeczpospolitej, parafie, w których pracował ksiądz w specjalnych komunikatach zwróciły się do osób przez niego pokrzywdzonych z prośba o kontakt.
Sprawca już nie żyje, nie można przeprowadzić procesu karnego, ale pokrzywdzeni przez niego do dziś noszą w sobie bolesne skutki jego przestępstw. Należy im pomóc – przekonywał ks. Piotr Studnicki, kierownik Biura Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak podaje Rzeczpospolita, pokrzywdzeni zamiast do kościoła zgłosili się do dziennikarzy. Jeden z mężczyzn w rozmowie z Rzeczpospolitą opowiada:
Dobierał się do mnie gdzieś latem 1979 roku. Miałem wtedy 11 lat, byłem ministrantem, a on uczył nas religii. Chwalił się, że zna Jana Pawła II, bo jak był w seminarium, to on był jego wychowawcą. Ktoś kto znał papieża był dla nas, małych wtedy chłopców, niemal tak samo ważny jak papież. Zapraszał nas do swojego mieszkania, obiecując obrazek z podpisem Jana Pawła.
Mężczyzna opowiada, że za wspomniany obrazek ksiądz domagał się pocałunku prosto w usta. Swoją relację na łamach gazety opisuje też inny były uczeń Surgenta, którego poznał w trakcie posługi księdza w kościele w Krakowie. Był pedofilem to pewne, a ja nie byłem jedyny w tamtym czasie" - relacjonuje dziennikarzom mężczyzna.
"Dziewczynek nigdy nie tuliłem, ani nie całowałem, jedynie robiłem to z chłopcami. Proszę o wyrozumiałość, że czyniłem to w chwilach zapomnienia i nie powtórzy się to więcej" – miał zeznać ks. Eugeniusz Surgent w czasie jednego z przesłuchań.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.