Serwis roksa.pl został zamknięty, co wywołało burzę na rozmaitych forach internetowych. Wielu byłych użytkowników żali się, a nawet twierdzi, że prokuratura rzekomo "nie miała podstaw" do tego, aby zamknąć serwis i postawić zarzuty 11 osobom. Te współpracowały z małopolską firmą, podaje telepolis.pl. Wśród nich są dwaj bracia - jeden z nich miał być właścicielem firmy i strony roksa.pl.
Jak dowiadujemy się z mediów, osoby pracujące w firmie, która jest właścicielem serwisu, nie usłyszały bezpośrednio zarzutu o kuplerstwo. Oficjalnie zostali zatrzymani za udział w "zorganizowanej grupie przestępczej czerpiącej korzyści z ułatwiania prostytucji", podaje Policja.
Karnista zwraca uwagę na szereg zdarzeń wobec podmiotu, do których doszło dopiero teraz, co jest wprost szokujące. Dlaczego prokuratura nagle zajęła się firmą, która działała - jak się może okazać w toku śledztwa, co nie jest wcale takie oczywiste, twierdzi dr hab. Mikołaj Małecki - nielegalnie na rynku, i to od dobrych 15 lat?
Kompletnie nie rozumiem, jak to możliwe, że portal działał przez 15 lat (!!!), a "policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku wspólnie z białostocką Prokuraturą Krajową PONAD ROK TEMU zaczęli przyglądać się działalności serwisu" - zastanawia się karnista z UJ [pisownia oryg.].
Roksa.pl zamknięta. Czy osobom odpowiedzialnym za działanie serwisu grożą konsekwencje prawne? To nie jest pewne
Jak wyjaśnia autor bloga, sytuację, związaną z reakcją prokuratury, można byłoby zrozumieć jednak pojawia się tutaj zasadniczy problem, jeden z wielu - jawność opłat.
Dałoby się to jakoś sensownie wytłumaczyć, gdyby wcześniej portal nie pobierał pieniędzy od indywidualnych użytkowników za zamieszczanie anonsów. (...) Jeśli publicznie dostępne informacje, np. regulamin serwisu, nie wskazywały na konieczność uiszczania opłaty za anons, lecz były one pobierane "niejawnie", wszystkie wątki sklejałybyby się w spójną całość: można to potraktować jako ułatwienie prostytucji konkretnej osobie, z którą ktoś musiałby się skontaktować w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Jeśli jednak wszystko było od samego początku jawne i powszechnie znane - że pobierane są opłaty za zamieszczenie ogłoszenia - absolutnie nie można tu mówić o popełnieniu przestępstwa - twierdzi karnista UJ.
Dr hab. Mikołaj Małecki uważa, że "mamy do czynienia ze sprawą skomplikowaną prawnie". Powód to właśnie m.in. długie oczekiwanie prokuratury na reakcję wobec podmiotu, który wcale nie krył się ze swoją działalnością od 15 lat, a którego działania uznano teraz za prawdopodobnie niezgodne z prawem. Tymczasem działalność serwisu roksa.pl była jawna dla każdego, także dla organów ścigania.
Po uszczegółowieniu stanu faktycznego, szczególnie wątku mechanizmu pobierania opłat i jawności działania serwisu, może się okazać, że cała sprawa nie ma nic wspólnego z przestępstwem, jeśli prawidłowo zastosujemy aktualny Kodeks karny - uważa autor bloga "Dogmaty Karnisty", dr hab. Mikołaj Małecki.
Jak podkreśla prawnik, każdy z nas, kto przez wiele lat, np. 15, jak założyciele serwisu roksa.pl, prowadzi jawnie swój biznes i przez całe lata nie spotyka się to z żadnym procesem, policja nie reaguje, prokuratura nas nie ściga, wówczas możemy (błędnie albo nie) stwierdzić, że nasz biznes jest legalny (nawet, jeśli nie jest). Przecież gdyby nie był legalny, to logiczne jest, że zaraz prokuratura zaczęłaby nas ścigać. Okazuje się, że może być to stety/niestety linią obrony właściciela strony i wszystkich zatrzymanych.
Karnista podkreśla, że zarówno on, jak i każdy użytkownik sieci i zainteresowany sprawą wie jedynie to, co zostało oficjalnie podane przez policję czy prokuraturę do wiadomości publicznej. W całej sprawie mogą kryć się wątki, które znają tylko śledczy, przez co ciężko ocenić nam w sposób obiektywny działanie każdego z organów. Jest to więc ocena jedynie na podstawie informacji, jakie posiadamy. Na swoim blogu dr hab. Mikołaj Małecki poruszył także inne wątki związane ze sprawą (link poniżej).
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.