29 stycznia w Waszyngtonie doszło do tragicznego wypadku lotniczego. Samolot pasażerski American Airlines z 64 osobami na pokładzie zderzył się z wojskowym śmigłowcem Black Hawk. Obie maszyny spadły do rzeki Potomak, a nikt z 67 osób na pokładzie nie przeżył.
Ojciec jednego z pilotów, Sam Lilley, doświadczony wojskowy lotnik, zasugerował, że przyczyną katastrofy mógł być błąd załogi helikoptera. Wskazał na trudne warunki atmosferyczne i ograniczoną widoczność przez gogle noktowizyjne.
Latałem nad Pentagonem w latach 90. Jeśli lecisz nad Potomakiem z noktowizją, trudno dostrzec inny statek powietrzny - powiedział Timothy Lilley w wywiadzie dla "Fox 5 Atlanta"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: Poruszający widok. Oto ostatni wpis zmarłej Polki
Zginęli w Waszyngtonie. "Był jednym z pilotów"
"Fakt" zauważa, że wśród ofiar znaleźli się m.in. stewardesa Danasia Elder, steward Ian Epstein, pilot Jonathan Campos oraz wojskowy Andrew Eaves. Żona Eavesa, Carrie, zaapelowała o modlitwy za rodzinę.
Mój mąż był jednym z pilotów Black Hawka - napisała na Facebooku.
Katastrofa wstrząsnęła Ameryką. Na pokładzie samolotu byli młodzi łyżwiarze figurowi, ich trenerzy, grupa myśliwych oraz prawniczka Kiah Duggins, która zginęła w dniu swoich urodzin. Śmierć poniosła także Polka i jej córka.
Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu prowadzi dochodzenie, analizując nagrania z wieży kontrolnej i rejestratory lotu.
Śledztwo w sprawie katastrofy może potrwać kilka lat. Eksperci badają, czy błędy załogi, warunki atmosferyczne czy usterki techniczne były przyczyną tragedii. Wciąż trwa identyfikacja ofiar, a akcja poszukiwawcza nadal jest w toku.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.