Ta historia pokazuje śmiercionośną siłę koronawirusa. 20 listopada odszedł prawdziwy bohater Czarnobyla. W wieku 64 lat na Białorusi zmarł Iwan Michajłowicz Szawrej. Mężczyzna jako jeden z nielicznych strażaków przeżył gaszenie pożaru elektrowni jądrowej w Czarnobylu w 1986 roku. O jego śmierci poinformowała Anna Korolewska z Muzeum Narodowego "Czarnobyl" w Kijowie.
W 1986 nie dał się pokonać promieniowaniu, chorobie popromiennej, a ten przeklęty koronawirus zabrał mu życie - napisała na Facebooku Korolewska.
Szawrej służył w jednostce przy elektrowni w Czarnobylu. Sierżant był na służbie feralnego 26 kwietnia 1986 roku. Towarzyszyli mu jego dwaj bracia Piotr i Leonid. Wszyscy trzej uczestniczyli w akcji gaśniczej po awarii reaktora nr 4. Na miejsce przybyli 7 minut po wybuchu.
Nieświadomi gigantycznego zagrożenia strażacy ryzykowali swoje życie. Szawrej przebywał na miejscu od 1:30 do 4 nad ranem. Strażak otrzymał wielką dawkę promieniowania 2,2 Sv i zemdlał na końcu akcji. Mężczyzna został przewieziony do szpitala i zapadł na ostrą chorobę popromienną drugiego stopnia.
Niedługo później Szawrej wrócił do swojej pracy i wyprowadził się na Białoruś. Tam służył jako strażak do przejścia na emeryturę w 2002 roku. Mężczyzna był w kraju znanym i rozpoznawalnym bohaterem. W wyniku gaszenia pożaru reaktora elektrowni zmarło wielu napromieniowanych strażaków. Pochowano ich w cynkowych trumnach, które zalano betonem, aby zmniejszyć radiacje ciał. Stroje niektórych z nich nadal leżą w piwnicach czarnobylskiego szpitala.