Wciąż nie jest jasne, co zawiodło w przypadku rakiety, która spadła w grudniu pod Bydgoszczą. Przekazy resortu obrony są bardzo ostrożne i szczątkowe, pojawiały się jednak opinie, że Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych zaniedbało niektóre działania, takie jak użycie wojsk obrony terytorialnej.
Sprawa jest jednak o wiele bardziej skomplikowana, niż docierające do nas pojedyncze komunikaty. Wojsko ma niezbędne procedury na wypadek takiego zdarzenia, jak upadek na wodzie lub lądzie swojego lub obcego obiektu powietrznego. Może to być samolot, śmigłowiec, dron czy wreszcie - co pokazały ostatnie miesiące - pocisk lub balon.
Operacje poszukiwawczo-ratunkowe (SAR - Search and Rescue) mogą odbywać się na lądzie lub wodzie. Obowiązuje system cywilno-wojskowy, wykorzystujący działania kilku instytucji. Są wśród nich wojsko, policja czy nawet Polska Agencja Żeglugi Powietrznej. Według doniesień radia RMF, prezydent Duda wyszedł z propozycją zmian w procedurach NATO, która została wstępnie przyjęta przez sekretarza generalnego Jensa Stoltenberga.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nieoficjalnie słyszymy, że nie do końca chodziło o procedury poszukiwawcze. W pierwszej kolejności, inicjatywa prezydencka ma dotyczyć zwiększenia możliwości radiolokacji i nasłuchu elektronicznego na flance wschodniej. Zmiany miałyby zmniejszyć ryzyko tego rodzaju zdarzeń (rakieta, balon) w przyszłości.
Coś spadło. I co dalej?
Co jednak dzieje się, kiedy dojdzie do zdarzenia z udziałem statku powietrznego? Jak wyglądają procedury i kto za co odpowiada, kiedy dochodzi do sytuacji alarmowej? Zapytaliśmy o to podpułkownika rez. pilota Mariusza Tracz-Salę. Były wojskowy jest twórcą służby ASAR (Aeronautical Search and Rescue) w Wojsku Polskim. Procedury ma opanowane znakomicie.
Co ciekawe, w myśl oficjalnych zapisów i norm prawa, instytucją odpowiedzialną za obszar obszar poszukiwawczo-ratunkowy jest ministerstwo ds. transportu. Obecnie jego zadania wypełnia Ministerstwo Infrastruktury. W imieniu tego resortu, instytucją wykonawczą jest Polska Agencja Żeglugi Powietrznej (PAŻP).
Resort obrony odpowiada za wydzielenie Lotniczych Zespołów Poszukiwawczo-Ratunkowych, kierowanie nimi przez podośrodki (ARSC - w Warszawie i Gdyni) i dodatkowo wydzielenie grup naziemnych. Grupy te funkcjonują obecnie w ramach Wojsk Obrony Terytorialnej. Są to tzw. Naziemne Zespoły Poszukiwawczo-Ratownicze. Obecnie jest ich w siłach zbrojnych 16.
Ogólny obieg informacji o zdarzeniu czy katastrofie lotniczej rozpoczyna się od odebrania depeszy COSPAS-SARSAT. To międzynarodowy satelitarny system ratownictwa morskiego, lądowego i powietrznego. Informację o zdarzeniu może także przekazać służba alarmowa, czyli służba ruchu lotniczego, ale też i inne służby/instytucje czy organizacje - tłumaczy ppłk Tracz-Sala.
Weryfikacja i dostosowanie działań
Informacja o niebezpieczeństwie w ruchu lotniczym podlega następnie weryfikacji. Dokonuje jej Cywilno-Wojskowy Ośrodek Koordynacji Poszukiwania i Ratownictwa Lotniczego (RCC) znajdujący się w PAŻP. To on podejmuje decyzję o użyciu i wykorzystaniu sił i środków poszukiwawczo ratowniczych, angażowanych w akcję.
Jeśli informacja jest potwierdzona co do miejsca, to podnosi się gotowość dla danego Lotniczego Zespołu Poszukiwawczo–Ratowniczego (LZPR) w regionie jego odpowiedzialności.
Polega to na tym, że dyżurująca załoga śmigłowca ratowniczego LZPR udaje się do śmigłowca i oczekuje na rozkaz do wykonania zadania. Ma być gotowa do startu w czasie do pięciu minut. Stałe punkty dyżurowania LZPR istnieją w Gdyni, Darłowie, Świdwinie, Mińsku Mazowieckim, Leźnicy Wielkiej i w Krakowie. Ze względu na wojnę na Ukrainie, utrzymywany jest doraźny dyżur na Podkarpaciu.
Śmigłowiec leci w kierunku rejonu poszukiwania. ARCC zajmuje się w tym czasie zbieraniem danych uzupełniających o zdarzeniu, statku powietrznym, który brał w nim udział, pilocie, itp. Przygotowywane są też warianty metody poszukiwawczej oraz koordynacja z elementami współpracującymi w ramach Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego czy Państwowego Ratownictwa Medycznego itp.
W działaniach SAR główną rolę gra czas i efektywna koordynacja. Nade wszystko jednak chodzi o sprawne wykorzystanie potencjału ratowniczego i ratunkowego w rejonie działań. Dlatego np. na jeziorach mazurskich lotnicy współpracują z Mazurskim Ochotniczym Pogotowiem Ratunkowym (MOPR) czy w górach z TOPR lub GOPR - wyjaśnia podpułkownik.
Gdy nie ma warunków meteorologicznych, rolę zespołów lotniczych przejmują wspomniane już zespoły naziemne z WOT, które podobnie jak lotnicy współpracują z policją, strażą pożarną, Strażą Leśną i innymi.
Przy czym, jak wyjaśnia oficer, w rejon zdarzenia może być skierowany więcej niż jeden zespół lotniczy. Stosownie do potencjalnej liczby poszkodowanych mogą być dysponowane dodatkowe zespoły, ale też jednostki Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, policji czy Straży Granicznej, dysponujące potrzebnym sprzętem, np. wciągarką, sensorami, kamerą na podczerwień.
Oficer zwraca również uwagę na aspekt medyczny. Od 2022 r. na poziomie Dowództwa Operacyjnego został powołany nieetatowy Zespół Koordynacji Medycznej, składający się z wojskowych ratowników medycznych, co bardzo usprawniło proces bezpiecznej opieki nad pacjentami, którzy znaleźli się na pokładzie wojskowych śmigłowców.
Tak dobrze, że aż źle
Nie jest jednak tak, że wszystko w systemie ASAR działa bez zarzutu. Ppłk Tracz-Sala wskazuje, że podstawową bolączką w działaniach, w których bierze udział wiele służb, jest łączność. Ściślej rzecz biorąc - brak systemowych rozwiązań "na dziś" i planów na przyszłość, ujednolicających środki łączności służb ratowniczych.
Każdy resort (MON, MSWiA, Ministerstwo Zdrowia) ma bowiem swoje częstotliwości, wykorzystuje różne systemy łączności. Skutkuje to tym, że elementy służb naziemnych nie zawsze mogą się porozumieć w miejscu zdarzenia ze sobą, czy ze statkiem powietrznym.
Kolejnym niedociągnięciem jest brak wprowadzania do działań "na dole" struktury rozwiązań opisanych w dokumentach operacyjnych. Np. planu operacyjnego ASAR. I brak realnego wdrożenia dokumentów normatywnych na poziomie wykonawczym.
Ważna jest też świadomość przepisów prawa, które pozwolą np. na wykorzystanie lądowisk przyszpitalnych do przyjęcia maszyn wojskowych. Większość lądowisk przyszpitalnych nie jest w stanie przyjąć maszyny wojskowej ze względu na ich maksymalną masę lub wymiary - podkreśla oficer.
Nadzieje na przyszłość?
Co rok po ćwiczeniach Renegade/Sarex opracowywane są w Dowództwie Operacyjnym i PAŻP wnioski i zalecenia. Mają one pozwolić na ewolucyjne zwiększanie efektywności działań SAR. Ewolucję tę pułkownik ocenia jednak jako zbyt powolną. Na poziomie państwa nie ma, jak wskazuje, jednej instytucji, która odpowiadałaby za programowanie rozwoju i tworzenie najwyższych standardów.
Wciąż nie ma np. Biura Służby ASR. O jego utworzenie wnioskowało już kilkakrotnie PAŻP oraz Urząd Lotnictwa Cywilnego. Prośby te trafiają do Ministerstwa Infrastruktury, ale nie został im nadany bieg.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.