Rosjanin nagrał swoją relację i udostępnił ją administratorom rosyjskiego kanału SOTA na Telegramie. Pokazał też zdjęcie ze szpitala, które jednak nie zostało opublikowane, żeby zapewnić mu anonimowość i bezpieczeństwo.
Młody mężczyzna opowiedział, że został zmobilizowany 22 września, czyli dzień po ogłoszeniu przez Władimira Putina "częściowej mobilizacji". Nie spodziewał się, że trafi do wojska, więc bardzo zaskoczyli go funkcjonariusze, którzy załomotali do drzwi jego mieszkania o godzinie 6 rano i kazali mu się pakować. Mężczyzna pochodzi z Jużnosachalińska.
Rosjanin wspominał z rozbawieniem, że w drodze do ośrodka szkoleniowego wszyscy zmobilizowani byli już pijani. Najpierw przewożono ich autokarami, a potem trafili do obwodu rostowskiego samolotami cywilnymi. Nie zapewniono im prawdziwego przeszkolenia: najpierw dowódcy mówili, że ich szkolenie potrwa 21 dni, co i tak byłoby za krótkie.
W praktyce szkolenie trwało mniej niż tydzień i w większości odbywało się już na granicy z Ukrainą. Żołnierze głównie pili alkohol, szkolenia były wartościowe merytorycznie, ale bardzo krótkie. Jedyny dzień, w czasie którego naprawdę można było się czegoś nauczyć, był dniem wizytacji anonimowego generała pułkownika. Poborowi głównie uczyli się strzelać i udzielać pierwszej pomocy rannym. Po kilku dniach przewieziono ich na front.
Czytaj też: Już nie tylko drony. Iran dozbraja armię Putina
Zawieźli nas do lasu i powiedzieli: teraz idziecie prosto i to wszystko. Nic nie wiemy, nie jesteśmy przygotowani – relacjonował już poważnie mężczyzna.
Racje żywnościowe otrzymywali raz na trzy dni. Rosjanin opowiadał, że wraz z kolegami trafili do zajętej przez rosyjskie siły wioski ukraińskiej, w której praktycznie wszystkie budynki były zniszczone, "co ogród to grób, przerażające". Twierdzi, że "tłuści" dowódcy siedzą w piwnicach zajętych wsi, natomiast zmobilizowani żołnierze są wysyłani na pierwszą linię frontu.
Mężczyzna kilka razy powtarzał, że siły ukraińskie mają drony, precyzyjną artylerię i sprawną komunikację, "a u nas na 100 ludzi jest 1 samochód i to wszystko". Kiedy nad rosyjskie okopy nadlatywał dron, nikt nie był w stanie go zestrzelić i jedyne, co można było zrobić, to próbować się schować, wtopić w otoczenie.
Czytaj też: Już nie tylko drony. Tak dozbrajają Rosję
Mężczyzna został ranny w czasie ostrzału okopów, "wyglądał jak fontanna krwi", więc założył opaskę uciskową na rękę i kiedy stracił w niej czucie, obawiał się, że będzie musiała zostać amputowana. Ostatecznie prawdopodobnie skończy się na utracie czucia w jednym albo kilku palcach.
Co powiedzieć na podsumowanie... U nas nikt nie jest wyszkolony, nasi dowódcy to betonowe bestie, które wysyłają zmobilizowanych chłopców na śmierć przed kontraktowymi. Zmobilizowani, zmobilizowani do przodu – podsumowuje Rosjanin.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.