Mija czternaście lat od katastrofy smoleńskiej. 10 kwietnia 2010 roku, samolot Tu-154 rozbił się przy podejściu do lądowania niedaleko lotniska Siewiernyj w Rosji.
W katastrofie zginęło 96 osób. Wśród nich był prezydent Lech Kaczyński z żoną Marią, Ryszard Kaczorowski – ostatni prezydent RP na uchodźstwie, Krzysztof Putra i Janusz Szmajdziński – wicemarszałkowie Sejmu, Krystyna Bochenek – wicemarszałek Senatu, parlamentarzyści, przedstawiciele duchowieństwa, wojskowi oraz cała załoga samolotu. Delegacja zmierzała do Katynia, by tam oddać hołd pomordowanym oficerom.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak Tusk dowiedział się o katastrofie?
W 2010 roku Donald Tusk był premierem Polski zaledwie od trzech lat. Musiał się jednak zmierzyć z jedną z największych tragedii, która dotknęła Polskę. Jak 14 lat temu Tusk zareagował na informację o katastrofie?
Szczegóły poznaliśmy w książce "Daleko od miłości" Pawła Reszki i Michała Majewskiego. Najpierw Donald Tusk otrzymał bardzo krótkiego SMS-a od Radosława Sikorskiego, który odebrał wiadomość od szefa Departamentu Wschodniego Ministerstwa Spraw Zagranicznych - informuje "Fakt".
Ambasador Polski w Rosji Jerzy Bahr przekazał Sikorskiemu informacje o tragedii. Po rozmowie, szef polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych szybko zadzwonił do premiera.
"Co parę minut dostawał nowe informacje"
Telefon od Radosława Sikorskiego odebrała żona Donalda, Małgorzata Tusk. Minister przekazał jej słowa Jerzego Bahra. Tak dowiedzieli się, że samolot z parą prezydencką się rozbił i "najpewniej nikt nie przeżył".
Z każdą chwilą narastało przerażenie. Maż co parę minut dostawał nowe informacje. Dowiadywaliśmy się po kolei, kto był na pokładzie tego samolotu. Przecież lista pasażerów nie była od razu znana - powiedziała Małgorzata Tusk w rozmowie z tygodnikiem "Wprost".
Donald Tusk podjął decyzję, że wraca do Warszawy. Zrobił to natychmiast po telefonie od Radosława Sikorskiego.
Czytaj także: Rosja nie biednieje? Gorzkie słowa ekspertki
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.