1 grudnia ok. godz. 21 zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego, które prowadzą Dom Samotnej Matki Caritas w Gdańsku Matemblewie, usłyszały alarm. Tym razem w oknie życia nie pojawił się noworodek, a roczna, zadbana, dobrze odżywiona dziewczynka. Płakała, ale uspokoiła się, gdy jedna z zakonnic wzięła ją na ręce.
Sprawą zajęli się policjanci i prokuratura. Już następnego dnia okazało się, że na komisariat zgłosił się ojciec dziecka, który poinformował, że żona oddała córkę bez jego wiedzy i zgody. Pan Marcin rozpoczął walkę o powrót małej Sary do domu, a w rozmowie z mediami wysunął poważne oskarżenia wobec żony.
Rodzice dziewczynki poznali się trzy lata temu, a ślub wzięli w sierpniu 2023 r.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W listopadzie to ona (żona - przyp. red.) porzuciła mnie i dziecko, przez cztery dni nie odzywała się do nas w żaden sposób. Powiedziała mi ostatnio, że od 12 lat ma dzieci, a teraz chce wolności, chce imprezować. To nie jest żadna depresja poporodowa. Ona zrobiła to świadomie, chciała zrobić mi na złość - mówi "Faktowi" ojciec Sary.
Mężczyzna twierdzi, że matka dziewczynki ma napady agresji i jest uzależniona od narkotyków.
Okazało się, że ćpa. Myślałem, że ona chce się zmienić. Ona mnie niszczyła, nie mówię, że jestem idealny, znikała na noce, niby jeździła na taksówce. Wszystkie swoje fundusze inwestowałem w nią i dzieci, także w jej dzieci z pierwszego małżeństwa, a ona pół roku temu zaczęła znikać z domu – przekonuje pan Marcin.
Czytaj także: Matka zostawiła dziecko w oknie życia. Bez wiedzy ojca
Matka dziewczynki odpiera zarzuty ojca
Okazuje się, że również matka małej Sary zamierza walczyć o powrót dziecka do domu. W rozmowie z "Faktem" kobieta odpiera zarzuty męża. Przekonuje, że jest ofiarą przemocy i pozostaje pod opieką psychologów z MOPR.
Mój mąż to toksyczny i niebezpieczny człowiek. Zrobi wszystko, żeby mnie dręczyć dalej, żeby mnie zniszczyć, codziennie dostaję SMS-y, że wszystko zrobi, bym się zabiła w końcu. Wie pani, jak to jest wychodzić z domu i oglądać się za siebie? – mówi "Faktowi" kobieta.
32-latka zaznacza, że decyzję o oddaniu dziecka podjęła pod wpływem impulsu.
Będę walczyć o córeczkę. Walczę od początku! To był impuls, przeszłam załamanie nerwowe, mąż znęcał się psychicznie nad nami i fizycznie, co potwierdziły moje dzieci z pierwszego małżeństwa – przekonuje matka Sary.
Feralnego dnia pan Marcin miał wyjechać na kilka godzin – tak wynikało z jego słów. Ale 32-latka przedstawia inną wersję zdarzeń. Jak twierdzi, mąż miał wynająć apartament na doby, a następnie opuścić go, zapewniając, że to jego mieszkanie. To z wiadomości SMS kobieta miała się dowiedzieć, że musi poradzić sobie sama. "Napisał SMS, że nie wraca i mam dobę do 10, a potem mam sobie iść na ulicę" – mówi 32-latka.
Właśnie wtedy kobieta miała podjąć desperacką decyzję o zostawieniu małej Sary w oknie życia. Teraz, jak twierdzi, żałuje tego, co zrobiła i bardzo tęskni za córką.
Robię wszystko, co mogę, cały program realizuję i plan działania z paniami z MOPR, mam od nich ogromne wsparcie i modlę się do Boga, żeby odzyskać swoje dziecko. Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło tamtego dnia, to był impuls, zostałam sama bez środków do życia, bez dachu nad głową, znów słyszałam wyzwiska, groźby, obelgi, zwyczajnie przeszłam załamanie psychiczne, nie myślałam racjonalnie, dlatego oddałam Sarę siostrom zakonnym, by była bezpieczna – mówi "Faktowi" kobieta.
Obecnie dziewczynka przebywa w rodzinie zastępczej. Pan Marcin wniósł o widzenia z córką, co nie podoba się matce dziewczynki. O dalszych losach Sary zdecyduje sąd. Wiadomo już, że nie będzie to łatwa decyzja.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.