Śmiertelnymi ofiarami wypadku zostali Jarosław Ł. i Jerzy M. W chwili tragedii mieli 40 i 53 lata. Poza Ł. i M. w busie byli obecni jeszcze dwaj mężczyźni, którzy przeżyli mimo odniesionych ran.
Przeczytaj także: Hiszpania. Wjechała w wychodzące ze szkoły dzieci. Nie żyje 6-latka
Wypadek na drodze szybkiego ruchu. Drogowcy zginęli na miejscu
Jak podaje Fakt, Jarosław był synem Henryka Ł., właściciela firmy wykonującej prace drogowe. Gdy Henryk Ł. zobaczył miejsce wypadku, doznał zawału serca, jednak życie 64-latka udało się uratować.
Przeczytaj także: Tragedia na DK8. Strażacy biegli do rannego na piechotę. Powód przeraża
Kierowca tira, który wjechał w bus, nie odniósł żadnych obrażeń. Znajomy jednej z ofiar relacjonował, powołując się na zeznania świadków, że pojazd jeszcze przed zderzeniem wjeżdżał prawymi kołami na pas awaryjny. Jego kierowca jechał pod słońce, jednak nie wiadomo, czy to przyczyniło się do przeoczenia busa.
Świadkowie mówią, że ten tir od dłuższego czasu jechał prawymi kołami po pasie awaryjnym. Dodatkowo jechał pod słońce. Mógł nie zauważyć migających światek ostrzegawczych. Kierowca nie należał do młodzików. Za rok miał iść na emeryturę. Jemu nic się nie stało – relacjonował w rozmowie z portalem Fakt.
Drogowcy, którym udało się przeżyć, wybrali miejsca z tyłu i właśnie to uratowało im życia. Jarosław Ł. i Jerzy M. usiedli w kabinie pasażerskiej, doszczętnie zmiażdżonej przez rozpędzonego tira.
Pracowali od rana przy czyszczeniu kanalizacji deszczowej. Akurat przed dziesiątą była przerwa na drugie śniadanie. Weszli do busa zjeść kanapki, Jurek z Jarkiem usiedli z przodu. Ci co siedzieli z tyłu przeżyli – potwierdził znajomy zmarłych (Fakt).
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.