Sprawa wyszła na jaw dzięki oburzonym świadkom całej sytuacji. Wypadek miał miejsce 20 stycznia, ale dopiero teraz zdecydowano się o niej opowiadać. Dramat miał zacząć się, gdy 5-latek wpadł na przewróconą dziewczynę przy orczyku. Przejechał po niej i wywrócił się przecinając sobie nartą nogę pod kolanem - informował serwis podhale24.
Zgłosił się do nas świadek, który twierdzi, że do wypadku doszło w inny sposób. Według niego, chłopiec wypadl z orczyka, po nim przejechała nastolatka lub studentka i to ona rozcięła chłopcu nogę.
Narty chłopca były z wypożyczalni, w której sprawdzono, że nie mogły przeciąć ani spodni, ani skóry. Osoba, która spowodowała wypadek uciekła. Przejechała po dziecku i zniknęła - napisał świadek na dziejesie.wp.pl.
Wypadek natychmiast zgłoszono pod numerem alarmowym 112. Spanikowane, przestraszone i krwawiące dziecko czekało z rodzicami na jakąkolwiek pomoc. Po 25 minutach od zgłoszenia na miejscu pojawiła się policja. Funkcjonariusze nie byli jednak w stanie udzielić specjalistycznej pomocy medycznej.
Nikt nie wiedział, czy wieźć krwawiące dziecko na pogotowie, czy czekać na karetkę, która miała lada moment przyjechać - czytamy na portalu.
Dlaczego ambulans nie przyjechał szybciej? Sprawę wytłumaczyła Joanna Paździo, rzecznik prasowy Wojewody Małopolskiego, która twierdzi, że w momencie wezwania nie było żadnej wolnej karetki. Dodaje, że gdyby życiu dziecka zagrażało niebezpieczeństwo, zostałoby zawiezione do szpitala przez policję.
Na stoku powinien przebywać ratownik narciarski i zabezpieczyć małego pacjenta przed przyjazdem karetki - dodaje pani rzecznik.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.