Sprawę opisuje "The Independent". Whitford jakiś czas temu podupadł na zdrowiu. W 2019 roku dokuczały mu nieustanne zawroty głowy oraz wymioty. Poczuł, że coś niedobrego dzieje się w jego organizmie. Nie mylił się.
Zaledwie dzień później przewieziono go karetką do szpitala. Wtedy też lekarze stwierdzili, że cierpi na infekcję ucha wewnętrznego na skutek użądlenia przez owada. Mężczyźnie przepisano leki i wypuszczono go do domu. Niestety 49-latek dalej czuł się fatalnie. Wrócił więc do specjalistów, a ci wykonali dodatkowe, szczegółowe badania.
Wyniki nie napawały optymizmem. Pokazały bowiem, że Dave ma niewielką narośl na mózgu. Lekarze jednak uznali, że nie kwalifikuje się ona do usunięcia. Kazali ją monitorować. Mężczyzna uczęszczał więc na regularne kontrole.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wykryto u niego złośliwego guza mózgu
Dwa lata później w trakcie jednej z wizyt u lekarza usłyszał fatalne wieści. Zmiana zaczęła się gwałtownie powiększać. Wtedy też specjaliści stwierdzili, że czas najwyższy ją wyciąć. Tak zrobiono. Przez następne cztery tygodnie 49-latek czekał na wyniki. W końcu przyszły. Okazało się, że to bardzo złośliwy guz mózgu.
Kiedy go wycięto, lekarzom zajęło aż miesiąc, aby odkryć, jak bardzo był zły. Myśleli na początku, że mógł to być guz drugiego stopnia, ale został zbadany i okazało się, że to czwarty stopień. A ten jest najgorszy.... - wyjaśnił zdruzgotany Whitford.
Lekarze powiedzieli 49-latkowi, że dają mu od 12 do 18 miesięcy życia. Przyznał, że kiedy się o tym dowiedział, to płakał jak małe dziecko. Nie chciał przyjąć tej diagnozy. Wciąż ma mnóstwo marzeń i planów.
Czytaj więcej: Poruszający widok. Tak wygląda grób Dariusza Gnatowskiego
Oprócz wycięcia guza 49-latek ma już za sobą chemioterapię i radioterapię. W związku z tak wieloma zabiegami oraz na skutek usunięcia fragmentu mózgu boryka się z licznymi skutkami ubocznymi. To szumy w uszach, krótkotrwała utrata pamięci i zmęczenie.
Zanim mężczyzna zachorował był czynnym zawodowo pracownikiem. Jeździł jako kierowca autobusu. Jednak, kiedy poznał diagnozę, odebrano mu prawo jazdy. Wtedy trudnił się pracami dorywczymi, dopóki starczało mu siły. Dziś żyje z renty. Stara się jak najlepiej wykorzystać z bliskimi czas, który mu pozostał.