Samantha C. Ross z Australii przez wiele lat była striptizerką. Sześć lat temu zrezygnowała z pracy w klubie nocnym i postanowiła przejść na emeryturę. Teraz w podcaście "Mamamia's No Filter" opowiedziała o swoich zawodowych doświadczeniach i mrocznych, a nawet przerażających stronach branży, którą zna od podszewki. Odsłoniła kulisy przyjęć kawalerskich, a także zdradziła, ile zarabiała.
Wyznania byłej striptizerki
Ross, kiedy jeszcze była striptizerką, występowała pod pseudonimem "Sunshine". Zatrudniła się w klubie nocnym po tym, jak uznała, że praca w biurze jest dla niej zbyt nudna i monotonna. Wtedy postanowiła się przebranżowić. Choć początkowo myślała, że jej nowy zawód będzie "brudny", to szybko się przekonała, że to wcale nie jest prawda.
Samantha do dziś pamięta swoją pierwszą zmianę jako striptizerka. "To było absolutnie przerażające. Nie dlatego, że miałam problem z nagością, ale dlatego, że stojąc nago w łazience i oglądając się w lustrze, mogłam zobaczyć każdą najmniejszą rzecz na moim ciele, nawet czerwone kropki po goleniu" - wyznała była pracownica klubu dla panów. Po latach Ross uważa, że jej pierwszy dzień w pracy poszedł jej dobrze, ponieważ była jeszcze niewinna i niepewna siebie.
Wyróżniała się spośród innych koleżanek, które miały doświadczenie. Wówczas przekonała się, że klienci lubią oglądać taneczne pokazy nowych, wstydliwych dziewcząt. Striptizerka jednak szybko nabrała wprawy, bo inne pracownice klubu dawały jej cenne wskazówki, jak postępować z klientami i jak poruszać się na scenie.
Proponowali seks tuż przed ślubem
Ross najgorzej wspomina wieczory kawalerskie. "Są po prostu okropne! Większość striptizerek nie chce przyjmować tych zleceń. Pieniądze, które wydają, idą głównie dla baru, a oni jedynie kupują jeden taniec. Ale przed tym oceniają wszystkie dziewczyny i wybierają, która ma dla nich zatańczyć" - wspomina Samantha. Wielu panów młodych tuż przed ślubem chciało spędzić ostatnią kawalerską noc ze striptizerką.
To było obrzydliwe. Striptizerki nie pracują jako prostytutki. Wszystkie moje koleżanki były oburzone, gdy klienci proponowali im seks - podkreśla Australijka.
Samantha zdradziła też, jakie były jej zarobki. Przyznała, że w każdym klubie stawki wyglądały zupełnie inaczej. Niektórzy płacili za przepracowaną zmianę 150 dolarów, a inni dawali striptizerce 15% stawki za jeden taniec. Dodała, że największe pieniądze miała, gdy pracowała dla stałych klientów, którzy wydawali 300 a nawet 1000 dolarów w trakcie jednego wieczoru. Najwięcej udało się jej zainkasować 3500 tys. w czasie trwania jednej zmiany.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.