Tragedia rozegrała się w Wolverhampton w hrabstwie West Midlands w Anglii. Miasto leży na północny zachód od Birmingham. Jak podał jeden z członków rodziny, uroczystość Bożego Narodzenia była zorganizowana zgodnie z obowiązującymi zasadami sanitarnymi. Na przyjęciu spotkało się kilkanaście osób, wszyscy później otrzymali pozytywny wynik testu na COVID-19.
Większość osób przeszła zakażenie bezobjawowo, bądź miała delikatne dolegliwości. Najbardziej ucierpiały 64-letnia Kashmir Bains i jej córka Paramjeet. 43-latka miała zespół Downa.
Czytaj też: Nie uprawiała seksu miesiącami. Oto co się stało
Psychiczna blokada przed włożeniem maski tlenowej
Kobiety czuły się na tyle źle, że rodzina wezwała karetkę pogotowia. Rodzina nie miała pojęcia, że ich najbliższe osoby nie wrócą ze szpitala. Podczas hospitalizacji pojawiły się również problemy. Paramjeet, która miała zespół Downa, nie chciała włożyć maski tlenowej.
Maska zakrywała większość jej twarzy i uznała, że jest to niewygodne i nie chciała jej nosić - powiedział Indy, brat kobiety.
Dodał, że razem z ojcem błagali ją, aby kontynuowała terapię, ale ona miała odruch obronny i myślała, że urządzenie jej szkodzi, nie pomaga. Ostatecznie 43-latka zmarła.
Trzy tygodnie później walkę z chorobą przegrała również jej matka. Jak oceniła rodzina, kobieta była bardzo przywiązana do chorej córki, towarzyszyła jej dzień w dzień przez 43 lata i po jej odejściu załamała się psychicznie. "Jej życie podtrzymywała aparatura, którą rodzina zdecydowała się odłączyć" – podaje Express i Star.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.