W nocy z 4 na 5 listopada jedna z mieszkanek Wybrzeża Wyspiańskiego we Wrocławiu przeżyła niemałe szok. Kobieta wstała w nocy z łóżka i poszła do łazienki w swoim mieszkaniu, otworzyła szafkę i zdębiała. Prawdopodobnie jedną z ostatnich rzeczy, których się tam spodziewała, był... żywy wąż.
"Nasz kierowca otrzymał dość nietypowe zgłoszenie. Pojechał pod wskazany adres, aby odebrać znalezionego węża mlecznego" - relacjonuje TOZ Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt we Wrocławiu.
Na szczęście nieproszony gość okazał się należeć do gatunków, których człowiek nie musi się obawiać. Kolorowy gad to wąż królewski, tzw. wąż mleczny. Nie jest jadowity, ale jego ubarwienie (złudnie przypominające jadowite węże koralowe) ma wywoływać inne wrażenie i jest jego funkcją ochronna.
Sprytny gad
Pracownicy schroniska zabrali węża i ogłosili, że trafi na dwutygodniową kwarantannę, z nadzieją, że może znajdzie się właściciel. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Szybko okazało się, że gad należy do sąsiadów przestraszonej kobiety.
Ktoś z domowników źle zamknął terrarium, a zwierzę wykorzystało moment i uciekło z mieszkania. Do sąsiadki prawdopodobnie dostało się przez rury kanalizacyjne.
Wąż mleczny zawdzięcza swój przydomek fałszywej teorii, mówiącej, że żywi się mlekiem. Ludzie długo zakładali, że skoro ten gatunek węża jest czasem spotykany w stajniach, to prawdopodobnie dlatego, że podkrada mleko bezpośrednio od krów. Tymczasem wąż nie ma nawet fizycznych możliwości, aby ssać mleko, a stajnie mogły być jedynie dobrym miejscem do polowania na gryzonie, którymi się żywi.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.