Gwiazdy i influencerki chętnie reklamują podkład Armani Luminous Silk od chwili gdy tylko pojawił się na rynku. To flagowy produkt kolorówki włoskiej marki. Marketingowcy firmy mówią jednogłośnie, że nie ma na rynku drugiego tego typu podkładu - który by świetnie krył, odbijał światło, nie był zbyt ciężki a do tego wszystkiego, żeby tak długo utrzymywał się na twarzy (podobno cały dzień).
Producent zapewnia, że jest to produkt długotrwały i nawilżający. Nie zawiera również substancji komedogennych i jest odpowiedni dla skóry wrażliwej. Niestety, jest to podkład z górnej półki cenowej, a jego cena jest zaporowa - 285 zł za 30 ml. Postanowiłam więc sprawdzić, jak wypadają jego tańsze zamienniki.
Produktem, który postanowiłam przetestować był Bell Illumi. Można go kupić w każdym dyskoncie, a cena jest nieporównywalnie niższa. Jak więc wypada na tle dużo droższej konkurencji? Sam producent pisze o nim tak:
Zmniejsza widoczność niedoskonałości cery, optycznie je minimalizując. Zawiera specjalne cząsteczki odbijające światło i rozpraszające je pod różnym kątem, dzięki czemu zapewnia perfekcyjny makijaż nasycony blaskiem. Pięknie rozświetla, pozostawiając naturalny efekt zdrowej, wypoczętej i nawilżonej cery. Cztery niezwykle naturalne odcienie idealnie adoptują się do koloru karnacji zapewniając świeży, młodzieńczy wygląd!
Produkt z Biedronki rzeczywiście spełnia swoje zadanie. Można nim zakryć niedoskonałości. Nie daje efektu "maski", a nawet delikatnie rozświetla skórę. To, co różni go od Armaniego, to konsystencja - jest płynna, ale na tyle mocna, że nie "leje" się po skórze. Zastyga optymalnie szybko. Potrzebuje zdecydowanie mniej pudru niż Armani do przykrycia strefy T, więc efekt zmatowienia jest troszkę większy. No i ta cena... raptem 13,99 zł za ok. 32 ml produktu.
Tani podkład z Biedronki? To nie jest produkt bez wad
Po pierwsze - gama kolorystyczna. Póki co, dostępne są raptem 4 odcienie - 2 dość jasne i 2 ciemne. Numer 1 jest trupioblady, ale doskonale sprawdzi się dla osób z jasną karnacją, lecz rzadko można go dostać. Numer dwa - ten, który mam ja również jest bardzo jasny. Brakuje w nim żółtych podtonów, które sprawiłyby, że skóra wyglądałaby na zdrowszą. Ciemne numerki 3 i 4 są niestety, jak to bywa w przypadku podkładów niskobudżetowych, pomarańczowe. Ale jest w tym plus- można je mieszać i wtedy pomarańczowe tony znikają. Niestety, posiadaczki bardziej opalonej cery będą niepocieszone.
Drugą kwestią jest jego trwałość. Zrobiłam wielogodzinny "test maseczki". Niestety, mimo że oba podkłady troszkę się "zjadły", to po Bell niewiele zostało. Oba nie były nałożone na żadną bazę ani nie były utrwalone mgiełką.
Tak czy inaczej, podkład Bell naprawdę się sprawdził. Za tę cenę spodziewałam się czegoś dużo gorszego, a otrzymałam niezły, codzienny podkład, dzięki któremu mogę uzyskać podobny efekt do uwielbianego chyba przez wszystkich Armaniego. Pamiętać należy jednak o tym, że nie jest to podkład dla każdego ze względu na małą gamę kolorystyczną oraz słabą trwałość, która może szczególnie dawać się we znaki osobom z tłustą cerą.
Podkład Armaniego skradł moje serce już jakiś czas temu... Jego krycie rzeczywiście można budować od średniego aż po pełne (wystarczy dołożyć produktu). Przy okazji jest bardzo lekki, wręcz niewyczuwalny na twarzy. Pięknie odbija światło. Mój odcień - 3.8 ma w sobie sporo żółtego podtonu, więc spokojnie maskuje wszelkie zaróżowienia.