Julia Wieniawa już od kilku miesięcy próbuje zawojować rynek kosmetyczny. Póki co, można powiedzieć, że jej się to udaje - profil marki Jusee, którą tworzy z Agnieszką Wesołowską (żoną Kuby Wesołowskiego - red.) na Instagramie śledzi już ponad 56 tys. obserwatorów.
Ostatnio marka wypuściła nowy produkt. Jest o tyle zaskakujący, że łączy w sobie "2 w 1" - kolorówkę i pielęgnację. Zresztą sama nazwa już to sugeruje - zapowiedzi produktu były pod szyldem "double trouble".
Gdy tylko na stronie internetowej pojawił się nowy drop, postanowiłam sprawdzić, co nowego popularna aktorka przygotowała tym razem. Na początku się zdziwiłam, że marka znów postawiła na kosmetyk do ust. Z drugiej strony jednak ten się wyróżnia. Jest to bowiem pomadka w... markerze! Druga końcówka z kolei to balsam do ust.
Rewolucja kosmetyczna?
Markery do ust nie są najnowocześniejszą technologią. Tego typu kosmetyki testowałam już jak z taką inicjatywą wychodziły inne marki kosmetyczne - nigdy jednak z pozytywnym skutkiem. Zawsze się rozmazywały a te bardziej trwałe tworzyły skorupę na ustach.
Zachęcona opisem, postanowiłam spróbować. W końcu producent obiecuje, że marker jest supertrwały (aż do 10 godzin) i ma wiele właściwości pielęgnacyjnych.
Kreatywność markera do ust zaskakuje na każdym kroku, jego specjalnością jest soczysty, intensywny kolor, który możesz stopniować ilością nakładanych warstw - to kwintesencja nowoczesnego stylu. Lekka stworzona na bazie wody formuła ułatwi Ci precyzyjną aplikację. Balsam potrafi odnaleźć się dosłownie wszędzie, to zasługa wysokiej zawartości składników naturalnych (97%). Intensywnie nawilża i odżywia, chroniąc delikatną skórę ust nawet w ekstremalnych warunkach - można przeczytać na stronie Jusee.
Zanim produkt do mnie trafił, zdążyłam zachwycić się jego bogatym składem. Marker zawiera sok z liści aloesu, który przenika przez skórę nawet 4 razy bardziej niż woda i panthenol. Dodatkowo balsam, który jest bogaty w olej rycynowy i konopny, woski Carnauba i Candelilla oraz masło shea. Ten drugi ma także MAXI-LIP - składnik, który jak pisze Jusee powiększa usta.
Kieliszek wina od sławnej aktorki
"Double trouble" występuje, póki co w 3 odcieniach. Są to - "Glass of wine" (kieliszek wina), "Fancy shmansy" (fantazynja ekstrawagancja) i "Warsaw dream" (Warszawski sen). Są odpowiednio: czerwona, fioletowa i neonoworóżowa. Idealne kolory na zbliżające się lato!
Ja zamówiłam "kieliszek wina" od Julii Wieniawy. Gdy tylko pomadka do mnie doszła, postanowiłam ją przetestować. I się zaczęło... Pierwsza próba zakończyła się fiaskiem, bo o ile aplikator jest precyzyjny, tak rozwodniony kolor obrysowany wokół ust nie do końca mi odpowiadał. Ale próbowałam dalej (pamiętając co mówiła na Instagramie współwłaścicielka marki - Agnieszka Wesołowska - żeby nie nakładać markera na balsamy, oleje czy maski do ust, bo aplikator, zawierający tysiące mikrodziurek może się zapchać). Gdy w końcu udało mi się ładnie obrysować usta, rozpoczęłam malowanie środka.
Musiałam nałożyć chyba z 5 warstw, zanim kolor zaczął przypominać... czerwień a nie róż. Aplikacja produktu była miła, a pod nosem wyczuwałam aromat, który naprawdę kojarzył mi się z winem - choć możliwe, że była to autosugestia. Kolor też nie jest typową "ostrą czerwienią" - rzeczywiście wygląda raczej jakbym zanurzyła usta w kieliszku dobrego czerwonego wina. Przeszkadzało mi jednak, że nierównomiernie rozłożył się na wargach i był lekko "sprany". Cieszyłam się jednak, że kupiłam czerwień, a nie fiolet czy róż, ponieważ obawiam się, że tamtych kolorów z takim efektem "rozmycia" raczej w ogóle bym nie używała.
Test maseczki
Postanowiłam wypróbować wszystko, aby sprawdzić trwałość tego koloru. Najlepszy sposób? Obiad. Pojedzone - pomadka nieruszona. Popite - również. Pomyślałam, że może pod wpływem gorącej herbaty coś się zetrze - ale pomadka jak była, tak jest na ustach.
Przyszedł zatem czas na coś, co chyba jest największym wyzwaniem w tych trudnych czasach - test maseczki. Jakież było moje zdziwienie, gdy naprawdę nic się na niej nie odbiło!
Zachwycona efektem pochodziłam w tej pomadce jeszcze przez kilka godzin. I tu zaczęły się schody. Czułam znaczne wysuszenie moich ust więc do sugerowanej trwałości 10 godzin, nie dotrwałam.
Nałożyłam zatem balsam, który jest po drugiej stronie produktu. Czułam, że to zdecydowanie ten czas.
Usta były zdecydowanie bardziej nawilżone i rzecz jasna, pełne blasku. W dodatku kolor przestał być "sprany", wargi zdecydowanie zyskały na wyrazistości. Jednak marker zdecydowanie stracił na trwałości przy użyciu balsamu. Kolor z balsamem nie przetrwał ani jedzenia, ani picia, ani testu maseczki.
Postanowiłam zmyć całość i nałożyć sam balsam. I tutaj zdziwienie - o ile genialnie współpracował z markerem, tak na ustach po ok. pół godzinie w ogóle nie czułam już efektu nawilżenia. Jest on zatem stworzony tylko i wyłącznie do współpracy z nim.
Podsumowując, jest to produkt dla osób cierpliwych. Na pewno nie dla wymagających, którzy od pomadki wymagają trwałości, koloru, nawilżenia i najlepiej idealnej ceny.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.