"Miś" uznawany jest przez krytyków za jedną z najlepszych komedii w historii polskiej kinematografii. Kultowy film obchodzi 4 maja swoje 40. urodziny. Pomimo upływu lat sceny i cytaty z dzieła Stanisława Barei są nadal żywe.
Reżyser nie zawsze cieszył się uznaniem "ekspertów". Za czasów PRL-u był przez nich krytykowany, a jego produkcje oceniano nisko. Wszystko przez to, że twórca kpił z ówczesnego systemu politycznego.
Stanisław Bareja niemal za każdym razem musiał walczyć z cenzurą. Jego filmy i seriale były dokładnie analizowane przez cenzorów. Niekiedy kończyło się to przesunięciem premiery, albo nawet usunięciem niektórych scen. Doskonałym przykładem są "Alternatywy 4", które doczekały się emisji dopiero po przeleżeniu trzech lat na półce.
Poprawki cenzury, czyli co Bajera musiał zmienić w "Misiu"
Cenzurze szczególnie nie spodobał się "Miś". Ta nakazała poprawkę aż 38. pozycji w filmie. Problemem okazał się np. widok polskiej szynki w londyńskim sklepie. Wiązało się to z niechęcią przyznania się do eksportu produktów na zachód. Zmiany wprowadzono również do scenariusza. Ryszard Ochódzki miał pierwotnie nazywać się Nowohucki. Cenzor nakazał jednak to zmienić.
Nie mogło być na przykład zbliżenia polskiej szynki w londyńskim sklepie, choć to nie taka tajemnica, że eksportujemy mięso na Zachód. Nie można było pokazać wiecujących filmowców, ani też kupowania mięsa w kiosku Ruchu itp. W sumie zmiany oznaczały usunięcie 700 metrów, czyli jednej czwartej filmu. Czuwano również nad właściwym kształtem scenariusza. Na przykład mój bohater nie mógł się nazywać Ryszard Nowohucki - opowiadał przed laty Bareja.
Usunięta scena, czyli czego władze PRL-u nie były w stanie przyjąć
Cenzorzy za nic mieli sobie wysiłki Barei. W "Misiu" postanowili nawet usunąć jedną ze scen. Przedstawiono w niej malucha, który rozpadł się po kichnięciu pasażera, a widzący to tłum zaczął się śmiać. Reżyser chciał w ten sposób wyśmiać ówczesny system.
Pasażer malucha głośno kicha. Auto rozpada się na kawałki. Widzą to ludzie w pobliskim gmachu. Wybuchają śmiechem. Zaczyna się sypać tynk z sufitów w ich biurach. Szyby drżą, przesuwają się meble. Lada moment zarysują się ściany. Przerażony dyrektor krzyczy: "Przestańcie się śmiać, bo nam się tu wszystko rozpadnie" - powiedział reżyser.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.