Sceny grozy na drodze krajowej S1, gdzieś w okolicach Częstochowy, na pewno na Śląsku. Oto podróżująca w kierunku północnym kobieta zjechała na lewy pas i już szykowała się, by wyprzedzić jadący przed nią pojazd, gdy zauważyła toyotę yaris. Była w szoku, bo samochód jechał w jej stronę.
Co w tym dziwnego? Ano to, że S1 to droga ekspresowa, więc ktoś pomylił kierunki i poruszał się trasą pod prąd. Na szczęście autorka filmu, który trafił zaraz na kanał "Stop cham", zdołała w porę zjechać na prawo, by toyota mogła bezpiecznie ją wyminąć. Takie zachowanie to jednak ogromne zagrożenie dla uczestników ruchu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wystarczyła przecież chwila nieuwagi i mogło dojść do ogromnej tragedii, czyli czołowego zderzenia. A że dopuszczalna prędkość na drogach ekspresowych jest wyższa, wypadek mógł zakończyć się tragicznie. Nie wiadomo kto prowadził pojazd i dlaczego jechał drogą S1 pod prąd. Ale to wcale nie jest koniec sprawy.
Na nagraniu dokładnie widać numery rejestracyjne pojazdu, co powinno ułatwić policji identyfikację właściciela oraz ustalenie kierowcy. Za niezastosowanie się do znaku B-2 "zakaz wjazdu" grozi mandat od 20 do 500 złotych i 5 punktów karnych. Śląska policja zapewne wkrótce znajdzie winowajcę, który może mieć problemy.
Poza mandatem za jazdę pod prąd śledczy mogą ukarać kierowcę z paragrafu 86 Kodeksu Wykroczeń. Kara to 1000 złotych za samo spowodowanie zdarzenia drogowego (albo zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym), a jeśli w zdarzeniu są ranni, kara zaczyna się od 1500 złotych. Do niej należy doliczyć mandat za złamanie przepisów.